czwartek, 27 lutego 2014

Zygmunt Miłoszewski - Uwikłanie

7/10

Nie można być nieuwikłanym.

To mój pierwszy raz z prokuratorem Teodorem Szackim i nader udany. Z Zygmuntem Miłoszewskim miałam już do czynienia wcześniej i było to czynienie całkiem przyjemne.

Prokuratora Teodora Szackiego jednym porannym telefonem z policji wyrwano z prawie sielankowej niedzielnej codzienności domu rodzinnego. Oczywiście, jak można zakładać większość porannych telefonów w ten dzień tygodnia jest raczej zapowiedzią niezbyt przyjemnych przyszłych momentów.

Prokurator usiłuje rozplątać totalnie zagmatwaną zagadkę morderstwa pewnego biznesmena, które miało miejsce podczas grupowej terapii psychologicznej dla ludzi z problemami, czy nawet w depresji. Śledztwo okazuje się horrendalnie trudne, brak motywów, potencjalnych prawdopodobnych sprawców, nie ma niczego, o Szacki co mógłby zahaczyć, żeby chociaż zacząć. Potem, jak się wydaje, jest już tylko równia pochyła. Zapętlenie niepowiązanych osób, jakieś dziwne daty, liczby, powrót do czasów nastoletnich ofiary i ten pozorny brak sensu w tym wszystkim.

Głęboka więź i ból należą do siebie.

wtorek, 25 lutego 2014

Terry Pratchett - Blask Fantastyczny

7/10

Wielki A'Tuin, żółw gwiazd, ze skorupą oszronioną zamrożonym metanem, poznaczoną kraterami meteorów, zasypaną pyłem asteroid... Wielki A'Tuin z oczami jak pradawne morza i mózgiem rozmiarów kontynentu, w którym myśli suną niby lśniące lodowce... Wielki A'Tuin o powolnych mrocznych płetwach i skorupie polerowanej gwiazdami, pod brzemieniem Dysku płynący przez galaktyczną noc... Wielki jak światy. Stary jak Czas. Cierpliwy jak cegła.
Tu jednak filozofowie mylą się całkowicie. W istocie Wielki A'Tuin jest w znakomitym nastroju.
Wielki A'Tuin jest bowiem w całym wszechświecie jedyną istotą, która dokładnie wie, dokąd zmierza.

Dalsza część przygód pierwszego na Świecie Dysku turysty, Dwukwiata i jego nie całkiem nie odstępującego go na krok przewodnika i zarazem po trochu jakby obrońcy, Rincewinda, niewyględnego maga, który przez dziwne zdarzenie losu będąc młodym niezbyt utalentowanym studentem wpuścił do swojego umysły jedno z ośmiu największych zaklęć Octavo i od tamtej pory żadne inne nie śmiało dać się nauczyć, co nie znaczy, że przed tym wydarzeniem jakiekolwiek się dały.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Jacek Piekara - Młot na Czarownice

5/10

Nigdy nie upokarzaj tych, co są niżej od ciebie, bo nie wiadomo, czy nie spotkasz ich, kiedy będziesz spadał.

W tym zbiorze mamy pięć opowiadań: Ogrody pamięci, Młot na Czarownice, Mroczny Krąg, Wąż i Gołębica oraz Żar Serca. Pierwsze o chłopcu ze stygmatami, 'tradycyjnymi' pięcioma, co jest ewidentną herezją w świecie stworzonym przez autora, gdyż w nim Chrystus zszedł z krzyża nie zdążywszy otrzymać piątej rany w bok, która miała skrócić jego męki. Kolejne, tytułowe opowiadanie jest, jak sama nazwa wskazuje, opowiastką o czarownicy. Trzecie o wyznawcach demona, a właściwie demonicy, następne o wampirach i ostatnie o sabatach kłamstwach i oszczerstwach, jak i całkiem 'zdrowych' przekrętach.

Jak widzicie, pomimo słabej oceny i wątpliwym zauroczeniu początkiem cyklu opowiadań o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie dałam mu kolejną szansę, a nawet i ocenę podwyższyłam aż o całą jedyneczkę. Czy mi się spodobał? To znaczy tak, tak jak i w pierwszej części bohater wywiera na mnie nader antypatyczne emocje i strasznie go nie lubię. Jest nadętym, pysznym człowieczkiem, który niczego sobą nie reprezentuje. W dodatku jest do bólu nudny. Dlaczego więc lepsza ocena? Przede wszystkim beznadziejne szonwinistyczne podejście autora w tym tomie opowiadań jakby przybladło. Nie czytamy co drugą kartkę o wielkich jędrnych piersiach i cyckach i jędrnej zadniej części kobiecej, z którymi co to on by nie robił. Po drugie brak nawet stałego elementu z pierwszego tomu, czyli uchlewania się na umór, po robocie, w trakcie roboty, czy podczas niej, które były właściwie w każdym opowiadaniu w Słudze Bożym potraktowane przez autora chyba dwoma palcami: ctrl + c, a następnie ctrl + v, z jakąś małą edycją, co do miejsca i czasu akcji. 

niedziela, 23 lutego 2014

Brent Weeks - Na Krawędzi Cienia

8,5/10

Władza to dziwka. Gdy już ją zdobędziesz, zdajesz sobie sprawę, że zaleca się do wszystkich mężczyzn w zasięgu wzroku.

Merkuriusz - Kylar Stern, pochodzący z najpodlejszej dzielnicy Cenarii - Nor, wyszkolony przez niewątpliwie najlepszego siepacza Durzo Blinta, po tragicznych wydarzeniach w stolicy i cudem ocalonym życiu, podejmuje decyzję  poświęceniu dla miłości. Decyduje powściągnąć swoje wykształcenie płatnego zabójcy, żeby zadowolić kobietę, którą kocha, Elene, dawną przyjaciółkę z Nor. Oboje zostają też przybraną rodziną dla Uly - córki Mamy K i Durzo Blinta. Czy na zawsze uda mu się unikać przeznaczenia?

W Cenarii Król-Bóg, szaleniec i psychopata w krwawym stylu podporządkowuje sobie nowy lud. Bez mrugnięcia okiem  karze na męczeńską śmierć mężczyzn, kobiety, czy dzieci, urządzając przy tym widowisko dla pozostałych. Poddani  obawiający się każdego cienia, to dla niego poddani idealni, którzy nigdy nie ośmielą się podnieść przeciwko niemu nawet myśli, a co dopiero ręki z bronią. Czy znajdzie się ktokolwiek, kto mógłby mu choć przez chwilę zagrozić?

czwartek, 20 lutego 2014

Philip K. Dick - Człowiek z Wysokiego Zamku

8/10

Powiadam ci, jaki przywódca, taki państwo. 

O czym traktuje książka? Mamy do czynienia z alternatywną wizją naszego świata. Wojnę wygrywają Niemcy i Japonia. Dzielą świat na dwoje. Choć akcja głównie dzieje się na terenie podbitych Stanów Zjednoczonych ze skrawków różnych informacji możemy wywnioskować sytuację polityczną i społeczną całości świata. Jesteśmy świadkami super szybkich lotów, z Europy do Stanów w czterdzieści pięć minut, podbojem kosmosu ze strony ekspansywnej - niemieckiej, ale z drugiej strony głównym medium jest nadal radio, a telewizję dopiero odkrywa się na starym kontynencie. Niestety też z różnych przesączonych informacji dowiadujemy się, że Niemcy nadal pławią się w swoim szaleństwie, czytamy o istnieniu obozów, czy czystce afrykańskiej.

środa, 19 lutego 2014

Monika Szwaja - Anioł w Kapeluszu

6/10

Nawet bohaterowie mają swoje słabości.

Rzecz, jak zwykle u autorki dzieje się w trzech miejscach: Szczecinie, Warszawie i Karkonoszach.

Młode zapracowane, zorientowane na karierę i przede wszystkim z nią związanymi pieniędzmi, 'torturuje' swojego dość małoletniego syna własnymi ambicjami, lekcje języków, jazda konna, fechtunek, tańce i oczywiście nacisk, żeby był najlepszy w klasie.
Na drugim biegunie właśnie sypie się codzienne, szczęśliwe życie pewnej znanej pani psycholog, umiera jej mąż, wkrótce po nim mama, a dorośli synowie właśnie oświadczają dojrzałość do wyfrunięcia z gniazda rodzinnego. Zagubiona i zdołowana Warszawianka ucieka do rodzinnego domu w Szczecinie, a tam, kto czytał wcześniej książki autorstwa pani Moniki to wie, Lila, Róża, Miranda i cała masa innych ludzi, bohaterów z poprzednich książek.
Pewnego dnia młody Jonasz już nie wytrzymuje i ucieka z domu, i oczywiście trafia gdzie? A jakże do Szczecina, a tam zaczyna się walka o jego dobro.

wtorek, 18 lutego 2014

Simon Beckett - Wołanie Grobu

6/10, 7/10

Zakopane ciało zawsze zostawia ślad. Przede wszystkim zwłoki wypierają glebę, którą je zasypano, przez co na powierzchni tworzy się wyraźne wzniesienie. Kiedy jednak zaczyna się powolny proces rozkładu, a treść ciała oraz mięśni wycieka do gleby, wzniesienie zaczyna się wyrównywać. Wreszcie, kiedy szczątki całkiem zgniją i pozostaną tylko kości, w ziemi robi się niewielkie wgłębienie, wskazując miejsce pochówku.

David Hunter tym razem jest ścigany przez własną przeszłość. W związku ze sprawą sprzed 8 lat ożywają różne wspomnienia i przeczucia. Sprawa tym razem wyznacza mu podróż na torfowiska Kornwalijskiego Parku Narodowego w Anglii w poszukiwaniu miejsca pochówku bestialsko zamordowanych kobiet. Pikanterii dodaje fakt iż szalony i psychopatyczny morderca tych ofiar prawdopodobnie również chce te groby z nieprzewidzianego powodu odszukać.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Simon Beckett - Szepty Zmarłych

7/10

Coś tu nie grało, i chociaż trochę straciłem wiarę we własne umiejętności, jednego byłem pewien: natura nie kłamie.

Jak widać nie zdążyło upłynąć zbyt wiele czasu, żebym sięgnęła po kolejną część powieści Simona Becketta. Naprawdę uważam, że są całkiem udane pomimo faktu, że opisują dość makabryczne sceny, ale i nader trudną i pewnie nie do końca docenianą pracę medyków sądowych.

Niepowodzenie frustruje, ale musisz widzieć sprawy we właściwej perspektywie.
Zawsze jest następny raz.

David Hunter, biegły sądowy z zakresu antropologii, po trudnych życiowych przejściach, podejmuje decyzję o wyjeździe na badania naukowe do Tennessee, gdzie znajduje się Centrum Badań Antropologicznych, a w slangowym brzmieniu po prostu Trupia Farma. Spotyka się ze swoimi dawnymi przyjaciółmi w tym również z mentorem, z którym przychodzi mu pracować nad śledztwem prowadzonym przez lokalne służby policyjne, dotyczące seryjnego zabójcy. Współpraca jest trudna i idzie jak po przysłowiowej grudzie. Służby nie chcą mieszania się Brytyjczyka w swoje prywatne państwowe sprawy, a Tom, dyrektor, a zarazem ich konsultant i przyjaciel zarówno szefa policji jak i Davida, nalega na jego pomoc. 

niedziela, 16 lutego 2014

Liebster Blog Award - odsłona druga





 Na początek chwilka na regulamin:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób, informujesz ich o tym oraz zadajesz im 11 pytań. Nie można nominować bloga, który Cię nominował.


Otrzymałam kolejną nominację do Liebster Blog Award, tym razem sprawczynią jest Aga CM, której oczywiście ponownie bardzo dziękuję i postaram się sprostać stawianym mi pytaniom :)


piątek, 14 lutego 2014

Simon Beckett - Zapisane w Kościach

7/10

W odpowiedniej temperaturze pali się wszystko.
 Drewno. Ubrania. Ludzie.
Najpierw zajmują się ręce i nogi, które działają jak podpałka dla masywniejszego tułowia. Kurczą się ścięgna i włókna mięśniowe, i kończyny, już płonąc, poruszają się w obscenicznej parodii życia.

Po przeczytaniu Chemii Śmierci już wiedziałam, że Simon Beckett skradł moje zainteresowanie, jak również i to, że wkrótce sięgnę po następną część opowieści o pracy Davida Huntera.

Historia naszego życia, a czasem i śmierci, jest zapisana w kościach. Kości to świadectwo ran, urazów i zaniedbań.

Tym razem historia toczy się, podobnie jak w pierwszej książce, w zamkniętej społeczności pewnej wyspy na Hebrydach. Co więcej podczas rozwiązywania zagadki tajemniczych zwłok, a w zasadzie ich mizernych szczątków, łączność wyspą zostaje odcięta od reszty świata z powodu szalejącej natury żywiołów. 

wtorek, 11 lutego 2014

Neil Gaiman - Amerykańscy Bogowie

2/10

Oto bogowie, którzy zostali zapomniani. Choć kiedyś potężni, teraz są martwi. Znaleźć ich można tylko w bezdusznych kronikach. Odeszli, całkiem odeszli, lecz ich imiona i wizerunki pozostają z nami.

Oto Cień - młody mężczyzna odsiadujący wyrok za pobicie w przededniu wyjścia na wolność. Marzy o chwili, którą spędzi ze swoją żoną, długiej chwili, marzy też o wielkiej pełnej piany wannie i niekończącej się kąpieli. Czy będzie mu to dane, czy spełnią się jego banalnie proste życzenia? Niestety, nic w życiu nie jest łatwe. Cień musi stanąć twarzą w twarz z tragedią rodzinną, po drodze spotyka dziwacznego pana Wednesdaya, który proponuje mu pracę, a którą Cień niezbyt przekonany przyjmuje. Praca i niedzisiejszy pracodawca, który zdaję się wciągać go w jakieś lewe interesy, kradzieże i jeszcze gorsze czyny wiedzie go poprzez całe Stany Zjednoczone. Podczas swojej wędrówki poznaje mnóstwo osobliwych postaci, które zdają się dążyć do jednego celu - zaistnienia i rządzenia.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Brent Weeks - Droga Cienia

8/10

Życie jest puste - wypowiedział dla niej sztywną formułkę. - Życie jest bezwartościowe, bez znaczenia. Życie to ból i cierpienie. Oszczędzę cię, jeśli pozwolę ci umrzeć.

Za Brenta Weeksa i jego Drogę Cienia chciałam zabrać się już dość dawno, choć tak jakoś, pomimo wysokiej pozycji na liście 'do przeczytania', wciąż miałam coś 'ciekawszego' do przejrzenia. W końcu dojrzał.

W życiu nie chodzi o prawdę, ale żeby wykorzystać jak najlepiej to, co się ma.

W I tomie cyklu o Aniele Nocy błądzimy za autorem po Norach. Lichej, jeśli nie najlichszej dzielnicy, gdzie nie trudno spotkać podwórkowych 'mafiozów' zastraszających innych dla własnych pokątnych zysków, morderców, złodziei, czy nastoletnie dziwki. A wszystko to zupełnie nieupiększone, biedne dzieci kradnące okruchy i płacące haracz starszym zabijakom tylko po to, żeby przetrwać kolejny dzień.
Merkuriusz, którego historia wywodzi się od najniższych warstw z Nor, zabiedzony dzieciak obawiający się, słusznie zresztą, o życie własne oraz dwójki przyjaciół, postanawia, że nie będzie się więcej bać. Ucieleśnieniem jego marzeń o wolnym i potężnym człowieku jest staje się siepacz - płatny zabójca, Durzo Blint. Chłopiec jest w stanie zrobić bardzo wiele, żeby zostać jego uczniem, ponieważ to właśnie ta postać jest nadzieją. Nadzieją na lepsze życie, życie bez strachu i zemstę. A Merkuriusz pragnie tylko jednego - spokojnego życia bez ciągłego oglądania się za plecy w każdej ciemniejszej uliczce.

Z podziękowań:
Sięgacie po książkę autora, którego nigdy się nie czytało, to pewien akt wiary. Oto moja propozycja: daj mi kilka stron, a ja Ci zagwarantuję pełen odjazd.

Tak zdaję sobie sprawę, że to trochę dziwne, ale przeczytałam podziękowania. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że żal już było mi się rozstawać z książką, a może to tylko taki impuls, praktycznie nigdy tego nie robię, ale, z drugiej strony, nie znalazłabym tych słów od Brenta Weeksa. Być może same w sobie stanowią jakąś przechwałkę, ale trudno się z nimi nie zgodzić. Uwierzcie mu nie rzucił słów na wiatr.

Brent Weeks w Drodze Cienia przedstawił wspaniały świat. W dodatku nie upiększał go ślicznymi paniami i panami książętami na włościach, a wręcz przeciwnie. Ukazał nam świat od okrutnej strony biedy, zakłamania, lewych interesów, świata, w którym poklask należy się tym, którzy mają siłę i korzystają z niej zastraszając, wymuszając, czy nawet zabijając dla 'przykładu', żeby tylko osiągnąć swój cel. 

Pierwsza księga trylogii to dość opasła lektura, ale czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Fabuła wciąga od pierwszej strony i właściwie trzyma do końca (heh aż do podziękowań włącznie ;p jak widać z powyższego). Autor ma ten miły dar lekkiego pisania, bez zbędnych otoczek słownych, bez opisów nieprzydatnych scenerii czy kroju sukienki ostatniej królowej. Można powiedzieć, że w książce akcja toczy się nieprzerwanie. 

Brent Weeks stworzył dla swoich czytelników ogromny, rozbudowany świat, który tylko w niewielkiej części poznajemy z 'autopsji', ponieważ sama historia toczy się w jednym. głównym otoczeniu, w kilku dzielnicach, ale z różnych elementów, głównie rozmów postaci, czy wspomnień, zdajemy sobie sprawę z rozległości tego świata, różnorodnych ras go zamieszkujących, a z tym wszystkim łączy się cała oprawa, wierzenia, języki, tradycje. Strasznie ciekawa jestem kolejnych części. W tym całym świecie poznajemy przeróżne postaci, lepsze, gorsze, nijakie, ale każda z nich niewątpliwie jest dobrze wykreowaną osobą, którą można obdarzyć konkretnymi emocjami, a potem, albo zawieść się na swojej opinii, albo mile rozczarować, lub po prostu zostać przy swoim. Autor trafnie ujął i opisał rozterki młodych bohaterów jak również wątpliwości tych starszych z karbem doświadczenia.
Sceny batalistyczne, których tu niemało, są napisane jasno i wyraziście. Dobrze oddają poświęcenie bohaterów, czy tchórzostwo innych.

Książkę czytałam z wielką przyjemnością.

Człwiek docenia, że żyje, kiedy jest tak blisko śmierci.


Książka bierze udział w wyzwaniach: CZYTAM FANTASTYKĘ

sobota, 8 lutego 2014

Simon Beckett - Chemia Śmierci

7/10

Muchy składają jaja, z jaj wylęgają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmowe pożywkę, następnie migrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża na południe. Czasem na południowy wschód, lub południowy zachód, ale nigdy na północ. Nikt nie wie dlaczego.

Antropolog sądowy David Hunter po stracie żony i córki pragnie uciec jak najdalej od brutalnych śmierci i krzyku wielkiego miasta. W taki sposób trafia, poprzez ogłoszenie w gazecie do małego zakątka Manham jako współpracownik miejscowego lekarza. Pomimo już kilku lat mieszkania w mieścince, lokalna społeczność nadal traktuje go jak 'tego nowego'. Niemniej poznaje kilku ludzi bliżej i zaczyna wsiąkać w rytm i sposób życia Manham, po to, by za chwilę stanąć oko w oko z kolejnym bezsensownym i wstrząsającym morderstwem. Początkowo bardzo opornie, później trochę mniej, postanawia pomóc policji w rozwiązaniu tej brutalnej zagadki trupa.

Trudno jest wyzbyć się strachu, kiedy już się zagnieździ.

Do książki przede wszystkim przyciągnęły mnie wysokie noty na LC i z chęcią zasiadłam do czytania. W zeszłym roku przeczytałam Sztywniaka - Mary Roach, opowieść o śmierci i zwłokach w różnorodnym kontekście medycznym poprzez wieki, tu czytając, że w książce bierze udział antropolog sądowy podwójnie mnie zaciekawiło. Książka nie jest tylko zwykłym kryminałem, czy thrillerem, jest też 'wsteczną' opowieścią martwych ciał. One po śmierci noszą w sobie historię tego, co przydarzyło im się za życia jakby nie chciały dopuścić, żeby zwyrodnialcowi, który zanadto skrócił życie niewinnych ofiar. Ta opowieść ciał jest jakby innym wymiarem książki. Obserwujemy lekarza sądowego przy pracy ciężkiej mozolnej, nieprzyjemnej, a tak bardzo potrzebnej.

Sama książka, poza tym, że jest całkiem dobrą opowieścią kryminalną z dość brutalnymi morderstwami w tle, nie jest, z drugiej strony, jakąś straszną, czy budzącą grozę książką. Wszystko jest podane czytelnikowi na dość przystępnym poziomie. Nie ma tu nadmiaru gwałtownych ruchów w ciszy, czy innych zrywających nas w strachu z krzesła wydarzeń. Przy całej brutalności morderstw i, z pewnością, ogromnych cierpieniach ofiar, Simon Beckett oszczędził czytelnikom wstrząsających opisów tych niewątpliwie sadystycznych czynności mordercy na żywej jeszcze ofierze. Jak napisałam wcześniej tu historię opowiadają znalezione już ciała. Chciałam też od razu dodać, że zupełnie nie obniża to wartości książki, wręcz przeciwnie, nie jesteśmy narażeni na barbarzyńskie opisy zabijania, a opowieści 'wsteczne' blokują jakby naszą psychikę przed horrorem śmierci z niepowołanych rąk.

Choć bardziej nastawiałam się w książce na pracę antropologa sądowego, nie ma jej aż tak wiele, ale rozumiem, że to nie podręcznik dla przyszłych lekarzy sądowych, więc nie miałam w związku z tym jakiegoś dużego rozczarowania. Fabuła książki rozgrywa się ciekawie, ale udało mi się przewidzieć po części jej wynik i dlatego, że był to tylko częściowy traf, książka nadal pozostaje odpowiednio tajemniczą do samego końca. Autor używa przyjemnego języka, całość łatwo się czyta i stosunkowo szybko. Przekonująco przedstawia postaci, a w szczególności bardzo dobrze wgryza się w małomiasteczkową psychologię społeczeństwa. Tu bardzo wyraźnie widać, że "małe miasteczko rodzi małe umysły" i żeby nikt nie poczuł się urażony, nie chodzi tu bynajmniej o inteligencję, czy jej brak, a raczej o trzymanie tajemnic okolicy, zamknięcie swoich kręgów dla ludzi z zewnątrz i wszelkie tego typu kościotrupy w szafie.

Dobrze napisana książka i zapewne przeczytam kolejną z tego cyklu.


Książka bierze udział w wyzwaniach: CZYTAM KRYMINAŁY
 oraz HISTORIA Z TRUPEM




czwartek, 6 lutego 2014

Arkadij i Borys Strugaccy - Miasto Skazane

7/10

A tymczasem coś najwyraźniej robiono, ktoś kogoś mobilizował i gdzieś wysyłał, słychać było coraz pewniejsze siebie głosy, kalesony zaczęły powoli znikać, pojawiało się coraz więcej mundurów.

Dokładnie o tym jest książka. Coś, gdzieś obok czegoś, przed czymś innym, kiedyś.
Wyobraźcie sobie wielkie koło jak maszyna w totolotku, wrzućcie tam najprzeróżniejszych ludzi, ale, oczywiście, tylko i wyłącznie ochotników. Wszelkie narodowości, religie, zawody, filozofie, inteligencje i teraz tym olbrzymim kołem porządnie wstrząśnijcie, nie mieszajcie, a właśnie wstrząśnijcie, po czym wysypcie tych wszystkich nowo  przybyłych do jeszcze większego akwarium dajcie im losowo jakiekolwiek zajęcie i rozpocznijcie Eksperyment. A czymże jest Eksperyment. Jest właśnie tym czym jest - Eksperymentem. 

Przewodnikiem po życiu w Mieście jest Andrzej Woronin. Z nim przemierzamy Miasto i przy nim poznajemy dziwaczne i absurdalne aspekty Eksperymentu. Jesteśmy świadkami socjalistycznej społeczności, w której, dając prawo wszystkim do odpowiedniego poziomu życia, nawet zawody losuje się w obiegu tygodniowym i tak ze śmieciarza w jednym tygodniu, można stać się merem miasta w kolejnym. Widzimy otrząsający się ze snu powolnie i leniwie Bunt, obserwujemy rodzące się myśli filozoficzne i dążenie do celu, a celem jest on sam w sobie. Nad wszystkim czuwają tajemniczy Nauczyciele, którzy raz za razem zrzucają na swoje społeczeństwo niedorzeczne próby i wyzwania, jak chociażby początkowa plaga diabelska, która okazuje się być bandą zdziczałych wstrętnych wyśmiewających się z ludzi pawianów. Losy Adrieja pokazują nam życie w tym doświadczalnym miejscu i jego wędrówkę poprzez różnorodne zawody, dzieje i pasje aż do ostatecznej wędrówki na kraniec świata, żeby tam zderzyć się z całkowitym zwrotem.

Przychodząc nie ciesz się, odchodząc - nie smuć.

W tej książce nic nie jest oczywiste. To powieść dla każdego o innym wymiarze. Jeden znajdzie w niej filozofię życia, drugi rozpad czy rozwój społeczeństwa, a jeszcze inny wartości międzyludzkie. To świetna książka, choć chyba dość niedoceniana, ponieważ niewiele o niej można przeczytać. Na szczęście w mojej, niestety niezbyt obfitującej na razie w fantastykę, bibliotece pozostała ona ze starszych czasów i przetrwała dzielnie do dziś.

Język w książce nie jest trudny, więc na chłopski rozum powinno się czytać ją lekko. Niestety tak nie jest. Może powodem jest nadmiar wszystkich płaszczyzn, które oferuje ta opowieść braci Strugackich, może sprawia to początkowy zamęt i pozorna absurdalność treści, ale uważam, że to naprawdę dobra książka i warto ją przeczytać. Przenikliwość i kreatywność autorów jest namacalna w każdym zdaniu. Zdaję sobie sprawę, że dla młodszych adeptów fantastyki może zdawać się zbyt abstrakcyjna, choć właściwie odbywa się na czystej 'ludzkiej' płaszczyźnie, bez pozawymiarowych stworzeń stricte fantastycznych, ale co by nie powiedzieć nasz ludzki rozum z ogromem jego wyobraźni jest największym i najrozleglejszym polem fantastycznym jakiego nikt nie jest w stanie objąć książką.

Nie poleciłabym tej książki osobom, które czytają fantastykę tylko dla rozrywki i lekkiej przyjemności, ponieważ jest zbyt mięsista i wymaga, czy pociąga za sobą głębię przemyśleń. Nie kwalifikuję jej do łatwych, szybkich i przyjemnych, a raczej tych, nad którymi winno się zastanowić, zatrzymać.

- A po co w ogóle się żyje?
- Też się właśnie ciągle zastanawiam: po co? Głupie było to moje życie. Idiotyczne... Kręciłem się przez cały ten czas jak gówno w przeręblu - Ani na dół, ani do góry. Najpierw walczyłam za jakieś idee, potem za deficytowe dywany, a potem to już w ogóle zgłupiałem... ludzie przeze mnie zginęli...



 Książka przeczytana w ramach wyzwania: CZYTAM FANTASTYKĘ

wtorek, 4 lutego 2014

Isao Takahata - Grobowiec Świetlików

9/10

Dlaczego świetliki tak szybko umierają?

Dziś trochę inaczej, dziś będzie o filmie. Dość sporadycznie sięgam po kreskę z gatunku anime, choć już długi czas pozostaje bezbrzeżnym fanem słynnego Hayao Miyazaki, który dla jest dla mnie wykładnikiem tradycyjnej japońskiej kreski, a jego kreacje tyle psychodeliczne, co niesamowicie żywe i przekonujące.
Dziś dzięki głębokiej myśli Agi (dziękuję :) ) mogłam obejrzeć Grobowiec Świetlików.

Może na początku krótko o filmie. Jak okładka wskazuje, bohaterami filmu jest dwójka dzieci. Właściwie to brat i siostra. Ich losy nie są łatwymi i beztroskimi dniami jakie należą się wszystkim dzieciom. Ich historia przypada na tragiczne czasy drugiej wojny światowej, czasy horroru i piekła na ziemi, z którymi nie każdy dorosły potrafi sobie poradzić. Mimo całego zła Seita i jego mała siostrzyczka, Setsuko, próbują zachowywać się jak na dzieci przystało. Przedwcześnie dojrzały chłopiec, syn oficera marynarki wojennej, stara się pokazać siostrzyczce piękno świata. Świetliki, które tu stanowią tak dobitną symbolikę, tworzące piękno nocy. Można śmiało powiedzieć, że cała miłość przekazana w tym filmie zawiera wszystko, co powinno zawierać to uczucie. Oddanie, poświęcenie, radość, dawanie, piękno i dobro, a wszystko w tych okrutnych dla ludzkości czasach.

Nie będę opisywać fabuły, ponieważ film jak to film, nie zajmie zbyt wiele, a jest po stokroć warty obejrzenia. Mogę za to powiedzieć, że wywarł na mnie ogromne wrażenie i nie przesadzę mówiąc, że jest tyle piękny, co wstrząsający. Jest to jeden z lepszych filmów, jakie w ogóle widziałam. 

Jeśli chodzi o stworzenie filmu, to trzeba oddać tu sprawiedliwość i napisać, że jest to klasyczna japońska animacja starej szkoły. Każde ujęcie jest dopracowane, wszelkie sceny idealnie współtworzą nastrój filmu. Wspaniałe postaci, cudowne krajobrazy.

Bardzo polecam.

poniedziałek, 3 lutego 2014

E.L. James - Pięćdziesiąt twarzy Greya

1/10

Właściwie miałam taki mały zamysł, żeby nigdy nikomu się nie przyznawać, że w ogóle kiedykolwiek wzięłam tę książkę do ręki, ale z drugiej strony dlaczego by nie. Czytałam różne książki, które nie były ani jakimś kanonem wielkiej literatury, ani nawet nie były literaturą, a zwykłą szmirą. I z nimi, i ze mną było różnie, czasami nawet niektóre niskich lotów książeczki w danym momencie mi się podobały.

Przyszedł czas na Greya. I od razu przyznam się szczerze, że nie będzie to taka kompletna recenzja, ponieważ nie chcąc nic ukrywać muszę przyznać, że nie wymęczyłam jej do ostatniej kartki. Nie dałam po prostu rady.

Fabuła tej okrzyczanej wspaniałą książki jest niczym nisko nakładowy romans, czy serial z PolSatu. Ona, niezdarna, nieśmiała i niepewna siebie piękność z uniwersytetu, on, młody biznesmen nieprzyzwoicie przystojny i oczywiście bajecznie bogaty. W dodatku Grey posiada tak niebywały urok osobisty i nienaganne maniery, że każda kobieta wprost rozpływa się na jego widok i to wcale nie z powodu posiadanych przez niego pieniędzy. Mrozi mnie brak słownictwa, żeby opisać to wątpliwie wielkie dzieło.
Całość okraszona seksem, ale bynajmniej nie zwykła ludzką miłością, a prawdziwym (przynajmniej według większości promujących tę książkę) samo-masochistyczną jego odmianą. Ale nie dajcie się zwieść to całe sado-maso, które podobno sprawia, że jest to powieść hipnotyczna i elektryzująca, to żadne cuda wianki jakby się niejednemu wydawało. Naprawdę nie wiem dla kogo ta książka jest tak odkrywczo - wstrząsająca. Nie chcę tutaj uogólniać ani nikogo obrażać, bo z pewnością są osoby, którym czytanie tej książki sprawiało przyjemność, ale mam nieodłączne wyobrażenie, że książka została napisana dla zahukanych amerykańskich gospodyń domowych, które tkwią zamknięte w czterech ścianach z dziećmi i marzą o tym swoim własnym prywatnym American Dream'ie.

Kolejną rzeczą, która nie pozwoliła mi dokończyć lektury to warsztat autorki, a właściwie jego brak. Odnoszę wrażenie, że młodzież z gimnazjum ma znacznie większy zasób słownictwa niż pani E.L.James. Dialogi są tak płytkie, że aż boli. Z drugiej strony tak nieruchawe, bezosobowe i kompletnie nierzeczywiste postaci właściwie mogą się posługiwać takim samym językiem jakimi one same są, czyli dość mizernym.

Jest naprawdę jedna z bardzo niewielu książek, których nie zdołałam przeczytać w całości.

Mam tylko i wyłącznie jedną cechę tej opowieści na plus dla autorki, stąd też i ten jeden punkcik. Rozmawiając dużo z moją młodzieżą wiem, że niewielu z nich czyta cokolwiek, a zdarzyło się wśród nich kilka osób, nieczytających, które stwierdziły, że seria  Greyu to jedyna książka, którą przeczytali w życiu sami, bez nakazów. Po prostu poszli do biblioteki, czy księgarni i ją wypożyczyli/kupili.
Muszę przyznać więc za to autorce punkt, a właściwie nie jej, a raczej wszystkim rozbuchanym reklamówkom, które omamiły nieczytających ludzi do sięgnięcia po książkę. O czymkolwiek by nie była i jak bardzo szmirowata, tak długo, jak 'zmusza' ludzi do spędzenia kilku chwil na czytaniu, tak długo ten jeden plusik dostanie. W sumie dobrze, że czytają, czasami nawet nie do końca ważne co. Niemniej czytanie samo w sobie rozwija i już. Ale to tyle, co w tej książce jest na plus.



niedziela, 2 lutego 2014

Dan Brown - Inferno

6/10

Nie ma nic bardziej twórczego... ani destruktywnego... niż wielki umysł, który uparcie dąży do celu.

Dużo czasu upłynęło odkąd miałam w rękach książkę autorstwa Dana Browna. Moim pierwszym spotkaniem z autorem wcale nie był Kod Leonarda, a Cyfrowa Twierdza, którą całkiem miło mi się czytało na ławeczce przed domem z moim własnym świeżo narodzonym Młodym śpiącym w wózku. Oczywiście nastąpiły po niej i Kod, i Anioły, a teraz przeglądając czeluści mojej biblioteki trafiło mi w ręce Inferno i chyba na zasadzie Wyklętego, też pomyślałam sobie, że zobaczę jak to teraz odbiorę książkę Dana Browna.

A nic tak nie otrzeźwia jak odrobina bólu.

W Inferno autor od razu wrzuca nas w środek wydarzeń, które kumulują tylko niezliczone domysły nijak nie poparte żadnymi rozumnymi przyczynami. Profesor światowej sławy specjalista od ikonografii, Robert Langdon, budzi się obolały w szpitalu, co więcej w szpitalu nie w swojej miejscowości, ani nawet kraju. Kompletnie nie przypomina sobie jak tam trafił, ani co dokładnie mu się przydarzyło. W dodatku nawiedzają go nieprzyjemne fatalistyczne wizje i nieuchronność zagłady. Kiedy próbuje dowiedzieć się czegoś od lekarza prowadzącego jest świadkiem jak kobieta  na oczach personelu zabija lekarza chcąc dostać się do jego izolatki. I tu następuje typowy brownowski strzał z pistoletu rozpoczynający wyścig z obławą.

Wokół niej ludzie kierowali się wyłącznie instynktem samozachowawczym. Gdy głód zagląda w oczy, ludzie stają się zwierzętami.
Pomocy udziela mu nader ładna i, oczywiście, wolnego stanu lekarka, Brytyjka, odbywająca staż akurat w tym szpitalu. Oczywiście uciekając, próbują rozwikłać zagadkę szalonego, genialnego genetyka, który grozi zejściem piekła na cały świat, dantejską zarazą, która pochłonie ludzkość, a wszystko dlatego, że, w jego mniemaniu, przeludniony świat i tak czeka zagłada w obliczu głodu, i co za tym idzie zbrodni na sobie samej.

Inferno czyta się bardzo dobrze i bardzo szybko, co jest chyba typowe dla autora. Akcje i ich zwroty, zdrady i zmiany frontu następują tak gwałtownie, że właściwie nie sposób się nudzić. Co więcej cała historyczna i symboliczna otoczka jest tak ładna i kojąca, że aż miło. Te wszystkie fakty z życia sztuk pięknych bardzo dobrze wplątane są w całą akcję. Choć z drugiej strony mogę się pokusić  stwierdzenie, że Brown nie wysila się zanadto nad oryginalnym pisaniem. Jest to po prostu kolejny powielony jego własny pomysł, tylko intryga inna. Ale skoro Kod się sprzedał, Anioły również, to i to pójdzie dobrze. Jak pisałam dawno temu czytałam książki autora i przeczytanie Inferno przyniosło mi jako takie zadowolenie, choć mimo wszystko nie mogę pozbyć się uczucia, że poprzednie były właściwie takie same. Ogromnym plusem naprawdę jest tempo akcji, ponieważ, pomimo szablonowego układu jego książek, czyta się je jednym tchem, szybciutko w jeden wieczór. Dopiero mniej więcej na ostatnich 200 stronach akcja trochę opada, jakby bohaterzy zmęczyli się już tym całym biegiem, bo całe wydarzenie trwa kilkanaście godzin, i napięcie obniża swoje loty i ja osobiście czytałam już siłą własnego rozpędu.

Taka przyjemna książka akcji :)


Książka przeczytana w ramach wyzwania: CZYTAM KRYMINAŁY
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...