Zakopane ciało zawsze zostawia ślad. Przede wszystkim zwłoki wypierają glebę, którą je zasypano, przez co na powierzchni tworzy się wyraźne wzniesienie. Kiedy jednak zaczyna się powolny proces rozkładu, a treść ciała oraz mięśni wycieka do gleby, wzniesienie zaczyna się wyrównywać. Wreszcie, kiedy szczątki całkiem zgniją i pozostaną tylko kości, w ziemi robi się niewielkie wgłębienie, wskazując miejsce pochówku.
David Hunter tym razem jest ścigany przez własną przeszłość. W związku ze sprawą sprzed 8 lat ożywają różne wspomnienia i przeczucia. Sprawa tym razem wyznacza mu podróż na torfowiska Kornwalijskiego Parku Narodowego w Anglii w poszukiwaniu miejsca pochówku bestialsko zamordowanych kobiet. Pikanterii dodaje fakt iż szalony i psychopatyczny morderca tych ofiar prawdopodobnie również chce te groby z nieprzewidzianego powodu odszukać.
Każdy z nas ma jakąś przeszłość. Nieważne, czy dobrą, czy złą, ona czyni nas tym, kim jesteśmy.
Pierwsza dość obszerna część książki to retrospekcja. Wracamy z doktorem Hunterem do świata sprzed ośmiu laty kiedy jeszcze żyją jego córka i żona, kiedy jego praca jest spełnieniem jego marzeń i ambicji zawodowych, kiedy cała rzeczywistość wygląda tak jak wyglądać dla przeciętnego człowieka powinna. Wtedy właśnie pracuje nad identyfikacją jednej z zaginionych ofiar brutalnego gwałtu i równie bestialsko zadanej śmierci. Na miejscu zdarzenia pojawia się skazany, ogromny, umięśniony przestępca, który ma wskazać miejsca pochówku pozostałych dwóch ciał. Próbuje ucieczki, choć udaremnia mu ten krok komisarz, a dawny znajomy antropologa, zresztą dzięki któremu jego nazwisko zaistniało w tej sprawie. W końcu pewnej niedzieli po 8 latach od tamtego wydarzenia, ktoś dzwoni rano do jego drzwi. To komisarz, z którym już dawno nie utrzymywał kontaktu. Oświadcza, że Jerome Monk, morderca i gwałciciel uciekł z więzienia.
Wydaje mi się, że to najsłabsza część z książek Simona Becketta. A teraz wytłumaczę dlaczego 2 oceny. Pierwsza jest oceną, która wypadła mi po porównaniu wszystkich czterech pozycji autora, druga za samą książkę. Książka jest dobra, ale jest raczej zwykłym thrillerem/kryminałem jakich wiele możemy znaleźć w sklepach, czy na półkach bibliotek. W tym tomie gdzieś zagubił się ten typowy do tej pory element dla autora, a mianowicie zadania i praca antropologa sądowego i tak książka stała się zwykłym kryminałem, choć dobrze napisanym, a ze względu na postać samego doktora Davida Huntera, którego zdążyłam polubić przez poprzednie książki. Nadal przyjemnie się ją czytało. Choć muszę też przyznać, że częsta apatia, lękliwość i takie trochę 'zwiotczenie męskie' bohatera zaczęło mnie lekko denerwować. Z drugiej strony, autor jak widać postarał się nadać postaci całkowicie ludzki charakter, a nie przedstawił nam tutaj boskiego bohatera o nader błyskotliwym umyśle, który wszystko w mig rozwiąże.
Kolejnym minusem to ta cała retrospekcja na początku. Tak wiem, że wprowadzenie w akcję i w nastrój, ale po prostu nie przypadło mi do gustu. Przez to czułam, że to wszystko jest taki rozwleczone na siłę.
Bardzo mi brakowało pełnego stylu poprzednich książek. Brak tych skrawków ciężkiej pracy sądowej, która tu oddała swoje miejsce akcji i raczej tworzeniu potencjalnych portretów psychologicznych nie wciągnęła mnie tak bardzo. Czytałam szybko, bo tak się Becketta czyta, jednym tchem, dzięki łatwemu i przyjemnemu w odbiorze językowi, a poza tym chciałam dojść w końcu do jakiś elementów pracy antropologa, dzięki której można będzie rozwiązać tę zagadkę sprzed lat. Niestety nie doczekałam się. Jak w przypadku drugiej i trzeciej części świata Davida Huntera zagadka była dla mnie sporym zaskoczeniem, jak w Chemii Śmierci udało mi się częściowo ją rozwikłać, ale w końcu to była pierwsza książka, tak tutaj nie stanowiło to bardzo wielkiego problemu.
Dobra książka, ale słabsza niż poprzednie.
Prędzej czy później trzeba pogrzebać przeszłość.
Książka bierze udział w wyzwaniach: HISTORIA Z TRUPEM
oraz CZYTAJMY KRYMINAŁY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz