Nie można być nieuwikłanym.
To mój pierwszy raz z prokuratorem Teodorem Szackim i nader udany. Z Zygmuntem Miłoszewskim miałam już do czynienia wcześniej i było to czynienie całkiem przyjemne.
Prokuratora Teodora Szackiego jednym porannym telefonem z policji wyrwano z prawie sielankowej niedzielnej codzienności domu rodzinnego. Oczywiście, jak można zakładać większość porannych telefonów w ten dzień tygodnia jest raczej zapowiedzią niezbyt przyjemnych przyszłych momentów.
Prokurator usiłuje rozplątać totalnie zagmatwaną zagadkę morderstwa pewnego biznesmena, które miało miejsce podczas grupowej terapii psychologicznej dla ludzi z problemami, czy nawet w depresji. Śledztwo okazuje się horrendalnie trudne, brak motywów, potencjalnych prawdopodobnych sprawców, nie ma niczego, o Szacki co mógłby zahaczyć, żeby chociaż zacząć. Potem, jak się wydaje, jest już tylko równia pochyła. Zapętlenie niepowiązanych osób, jakieś dziwne daty, liczby, powrót do czasów nastoletnich ofiary i ten pozorny brak sensu w tym wszystkim.
Głęboka więź i ból należą do siebie.
Na początek napiszę, że to po prostu bardzo dobry kryminał, ale jeszcze lepszy dlatego, że polski. Zygmunt Miłoszewski bardzo trafnie wyrysował pracę prokuratorów, ale poprzez Teodora Szackiego również zwykłe życie. Prokurator nie tylko zmaga się z tym konkretnym morderstwem, ale i przysłowiowymi 'setkami' innych spraw. W natłoku działań biurowych wciąż pozostaje człowiekiem. Czuje zniechęcenie do własnego życia, czy radosne oczekiwanie na jakieś w nim nadchodzące wydarzenie. Zdarza mu się pochorować, zdarza mu się spóźnić do pracy i zostać odpowiednio przez to potraktowany przez 'górę'. Nawet jako mężczyzna po trzydziestce z ustabilizowanym życiem rodzinnym, żoną i małą córeczką, wikła się w romans. To wszystko na swojskich klimatach z używanymi samochodami i nieodłącznymi hipermarketami. Pojawiają się nawet 'komunistyczne' meliny w starych komunalach. Wszystko to dodaje pikantności polskiej rzeczywistości w całokształcie., a nie kreowanej wspaniałej 'high life reality', gdzie kupa ludzi zaraz po studiach na politologii prowadzi życie magnatów wielkich korporacji.
Tak jak poprzednimi razy, tak i teraz Miłoszewskiego czytało mi się bardzo dobrze. Choć miałam wrażenie, że parę razy natknęłam się na wyrażenia iście Beckettowego Davida Huntera, ale to może tylko dlatego, że ostatnio czytałam go w dość sporym natężeniu. Autora czyta się dobrze, akcja jest płynna, a dygresje całkiem wciągające. Seksualne obsesje Olega, policjanta i przyjaciela Szackiego, a przerzucające się na niego samego, nie są drażniące, ani wulgarne. Powiem więcej wydają się nawet bardzo na miejscu biorąc pod uwagę sytuacje i bohaterów, takich elementów spodziewalibyśmy się właśnie. To też sprawia, że powieść naprawdę ma posmak autentyczności, co w parze z całkiem interesującą zagadką kryminalną daje naprawdę niezły efekt.
Postacie występujące w tej książce są jak najbardziej autentyczni, ludzcy i do cna polscy. Żaden z nich nie wydał mi się przekombinowany. Autor bardzo fajnie przedstawia bohaterów swojej powieści. Kolejny plus to brak superhero, gdzie nasz Teodor rozwikłałby tę zagadkę całkiem sam i wszystko sam. Jest człowiekiem więc korzysta z każdej pomocy jaka mu jest dana. To także sprawia, że autentyczność książki jest większa.
Polskie realia, udana kryminalna zagadka, przekonujące postaci - to całość Uwikłania.
Książka bierze udział w: HISTORIA Z TRUPEM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz