Nigdy nie upokarzaj tych, co są niżej od ciebie, bo nie wiadomo, czy nie spotkasz ich, kiedy będziesz spadał.
W tym zbiorze mamy pięć opowiadań: Ogrody pamięci, Młot na Czarownice, Mroczny Krąg, Wąż i Gołębica oraz Żar Serca. Pierwsze o chłopcu ze stygmatami, 'tradycyjnymi' pięcioma, co jest ewidentną herezją w świecie stworzonym przez autora, gdyż w nim Chrystus zszedł z krzyża nie zdążywszy otrzymać piątej rany w bok, która miała skrócić jego męki. Kolejne, tytułowe opowiadanie jest, jak sama nazwa wskazuje, opowiastką o czarownicy. Trzecie o wyznawcach demona, a właściwie demonicy, następne o wampirach i ostatnie o sabatach kłamstwach i oszczerstwach, jak i całkiem 'zdrowych' przekrętach.
Jak widzicie, pomimo słabej oceny i wątpliwym zauroczeniu początkiem cyklu opowiadań o inkwizytorze Mordimerze Madderdinie dałam mu kolejną szansę, a nawet i ocenę podwyższyłam aż o całą jedyneczkę. Czy mi się spodobał? To znaczy tak, tak jak i w pierwszej części bohater wywiera na mnie nader antypatyczne emocje i strasznie go nie lubię. Jest nadętym, pysznym człowieczkiem, który niczego sobą nie reprezentuje. W dodatku jest do bólu nudny. Dlaczego więc lepsza ocena? Przede wszystkim beznadziejne szonwinistyczne podejście autora w tym tomie opowiadań jakby przybladło. Nie czytamy co drugą kartkę o wielkich jędrnych piersiach i cyckach i jędrnej zadniej części kobiecej, z którymi co to on by nie robił. Po drugie brak nawet stałego elementu z pierwszego tomu, czyli uchlewania się na umór, po robocie, w trakcie roboty, czy podczas niej, które były właściwie w każdym opowiadaniu w Słudze Bożym potraktowane przez autora chyba dwoma palcami: ctrl + c, a następnie ctrl + v, z jakąś małą edycją, co do miejsca i czasu akcji.
Opowiadanie nie są najgorsze, najbardziej przypadły mi do gustu Ogrody Pamięci i Wąż i Gołębica. Niestety z drugiej strony nie stanowią ona jakiś małych arcydzieł, żebym z przemożną chęcią rzucała się na kolejne. Nie wydaje mi się, żebym sięgnęła po jakąkolwiek książkę Piekary z tego cyklu. Głównie dlatego, że te wszystkie opowiadania są bardzo do siebie podobne. Jak już przeczytamy trzy o różnych typach 'zła', to wszystkie inne właściwie się powielają, różnią się miejscem i czasem wykonania.
W Młocie na Czarownice w więszości opowiadań nie występują 'przyboczni' Mordimera, Kostuch i Bliźniacy. Choć są to typy obleśnie antypatyczne, to muszę przyznać, że opowiadania z ich udziałem były bardziej kontrowersyjne, czasami oburzające, czy choćby z dreszczykiem emocji, zazwyczaj negatywnych, ale zawsze jakieś były, a bez nich ta proza staje się bardzo płaska. Można je właściwe streścić jednym zdaniem: Jedzie przez świat leń, obibok inkwizytor w dodatku ochlej morda, który natrafia sam, bądź poprzez wezwanie na herezje lub jej wmawianie i wszystko oczywiście rozwiązuje, ponieważ "moi mili' jest tak wspaniały w tym, co robi, że mucha nie siada, a i od zarobku na lewo przy interesie nie stroni, boć przecie na dziewki i wino stać być go musi.
Frazę "moi mili" wzięłam w cudzysłów, gdyż razem z "wasz uniżony sługa" są najchętniej używanymi słowami przez tego świętego inkwizytora i powtarza je do wypęku, średnio co pół strony i stanowi to kolejny minus do ogólnej oceny, bo ileż można czytać tych samych urywków napisanych w taki sam sposób. Mordimer Madderdin jest nudnym samochwałą, kobieciarzem, kłamcą i oportunistą.
Książka bierze udział w: CZYTAM FANTASTYKĘ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz