Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zygmunt Miłoszewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zygmunt Miłoszewski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 27 lutego 2014

Zygmunt Miłoszewski - Uwikłanie

7/10

Nie można być nieuwikłanym.

To mój pierwszy raz z prokuratorem Teodorem Szackim i nader udany. Z Zygmuntem Miłoszewskim miałam już do czynienia wcześniej i było to czynienie całkiem przyjemne.

Prokuratora Teodora Szackiego jednym porannym telefonem z policji wyrwano z prawie sielankowej niedzielnej codzienności domu rodzinnego. Oczywiście, jak można zakładać większość porannych telefonów w ten dzień tygodnia jest raczej zapowiedzią niezbyt przyjemnych przyszłych momentów.

Prokurator usiłuje rozplątać totalnie zagmatwaną zagadkę morderstwa pewnego biznesmena, które miało miejsce podczas grupowej terapii psychologicznej dla ludzi z problemami, czy nawet w depresji. Śledztwo okazuje się horrendalnie trudne, brak motywów, potencjalnych prawdopodobnych sprawców, nie ma niczego, o Szacki co mógłby zahaczyć, żeby chociaż zacząć. Potem, jak się wydaje, jest już tylko równia pochyła. Zapętlenie niepowiązanych osób, jakieś dziwne daty, liczby, powrót do czasów nastoletnich ofiary i ten pozorny brak sensu w tym wszystkim.

Głęboka więź i ból należą do siebie.

środa, 1 stycznia 2014

Zygmunt Miłoszewski - Bezcenny

7/10

Życie to autostrada. A my prujemy pod prąd, oczy mamy zawiązane, ręce przykute do kierownicy, cegłę na pedale gazu. Jakkolwiek by się człowiek nie starał, jak nie manewrował, to i tak w coś uderzy. Pytanie tylko, czy w łagodzącą uderzenie barierkę, w mini coopera, cz w wyładowanego balami drewna osiemnastokołowca.

Czworo, zupełnie nieprzypadkowych, nie do końca zaprzyjaźnionych ludzi - wojskowy, marszand, urzędniczka państwowa i arystokratyczna złodziejka - ludzie, którzy mają odzyskać skarb narodowy w sposób nie koniecznie legalny, a właściwie nielegalny jak cholera i to wszystko nie na terenie nawet własnego kraju. Ale, ale. Mają odzyskać coś dawno zagubionego, czy raczej wpaść próbując odzyskać coś, czego nigdy nie było?

Jest to moje drugie spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim i obiektywnie trzeba przyznać, że całkiem udane. Bezcenny to thriller, kryminał, czy książka akcji na całkiem przyzwoitym, choć trochę sztampowym poziomie. Oczywiście gdyby nie Dan Brown i wszelkie jego Kody i inne książki  sztuce, byłaby to pozycja całkiem fantazyjna i tchnąca nowością, a tak stanowi po prostu kolejną wariację na temat. Pomimo tego pan Miłoszewski sprawia, że czas spędzony z Bezcennym nie jest czasem zmarnowanym. Książkę charakteryzuje to wszystko, co tego typu książkę powinno - wartka akcja, ciekawe postacie, choć nie jakieś subtelnie przygotowane rysy charakterologiczne, fajne, nienarzucające się dialogi. Na duży plus muszę tu dodać, że jest to książka o Polsce i polskiej historii sztuki. Większość tej szybkiej akcji toczy się na naszych terenach, szczególnie w naszych pięknych górach. Postaci dadzą się lubić, ze swoimi polskimi fochami, naburmuszeniem, lekkim czasami zacofaniem w sprawach różnych. Arystokratyczna złodziejka - Szwedka, jest intrygującym ogniwem spajającym te nasze husarskie wizje i zapędy do świata przyziemnego, a z drugiej strony przyganiająca naszym zabobonnym często, czy zaściankowym ograniczeniom w sprawach innych.
Jak już wspomniałam książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Byłby z tego niezły film gdyby wypuszczałoby go kino amerykańskie. Szpiedzy, dzieła sztuki, a wszystko osnute na tajemnicy dóbr narodowych z czasów drugiej wojny światowej.

Książka też ma swoje minusy, a jakże. Przede wszystkim jest kolejnym wcieleniem tematów powielanych setki razy. Po drugie zakończenie, jak na te wszystkie polskie warunki jest dość mocno wydumane, zresztą cały ten ogólny antyamerykański motyw jest taki zupełnie nad wyraz. Pomimo interesujących w ogólnym zarysie postaci, częściowo nie pasowały mi wypowiedzi. Jakby bezmyślne bluzgi z ust iście arystokratycznej Szwedki. Poza tym trochę zbyt dużo ludzi - bohaterów i ogólny tłok w tym wszystkim. Zbyt spektakularna zdrada i zbyt spektakularne odkupienie, czyli wszystko takie trochę na wyrost, na modłę literatury amerykańskiej, choć w miarę przyjemnym stylu.

Powieść ogólnie bardzo odprężająca, bez górnolotnych zachwytów, taka przygoda kryminalna z pogranicza Indiany Jonesa. Miło się czyta, choć nie zapamięta na długo.

 Ból po stracie jest jak kombinezon z cierni. Na początku nie wiemy, o co chodzi, miotamy się na wszystkie strony, sprawiając, że kolce rozrywają skórę i całe ciało spływa krwią. Składamy się jedynie z cierpienia. Potem uczymy się, że miotanie nie ma sensu. Trwamy w bezruchu, rany zaczynają się zasklepiać, a my powtarzamy sobie, że dojdziemy do siebie. W końcu trzeba się ruszyć i wtedy uświadamiamy sobie, że kombinezon zostanie z nami na zawsze, a nasza skóra jest pokryta różowymi, delikatnymi bliznami, gotowymi otworzyć się, boleć i krwawić przy najmniejszym ruchu. Nie da się w kombinezonie żyć tak jak przedtem. Nie da się w nim zapomnieć o bólu i żyć normalnie.


Książka przeczytana w wyzwaniu: CZYTAJMY KRYMINAŁY  

sobota, 30 listopada 2013

Zygmunt Miłoszewski - Domofon

7/10


Czy kiedykolwiek śnił Ci się koszmar? Ale taki koszmar, po którym baliście się iść do łazienki, czy po prostu wyjść z łóżka w ciemną, pełną ciszy noc? A to tylko sen przecież. A czy mieliście niejasne przeczucie czegoś, kogoś za plecami w windzie, w piwnicy, chociaż z pewnością nic tam nie było?
Zapewne każdy z nas odczuwa czasami coś nieuchwytnego, jakieś przeczucie, lodowaty promień po kręgosłupie z niewyjaśnionych przyczyn. Tak właśnie jest w Domofonie.

Agnieszka i Robert Łazarek, młode małżeństwo, właśnie robią swój 'krok milowy' w życiu i przeprowadzają się z rodzinnego Otwocka do stolicy, do swoich własnych 20 m2 w sięgającym chmur bloku w wielkiej płyty. O czym więcej może marzyć młode, szczęśliwe małżeństwo? Właściwie o niczym więcej, to po prostu ich przystanek na drodze do pełnej szczęśliwości, czy może to szczęście pogwałcić bezgłowy trup sąsiada niemal witający ich w progach nowego domu i nowego życia? Nie, no on sam już raczej nie.

Zygmunt Miłoszewski w Domofonie na niewielu ponad 350 stronach przedstawił nam nawarstwianie się ludzkiego strachu. Takie zwykłego, codziennego, który rozrasta się do psychozy. Sny, które stają się niemal rzeczywistością, halucynacje wzrokowe, słuchowe, autor serwuje nam całą mieszankę koszmarów mogących dręczyć człowieka. Utajone grzechy i niechęć do innych, a to wszystko na gruncie polskim, nie w Ameryce, nie na odległej planecie, tylko w zwykłym szarym blokowisku. 
Jest to chyba jednym z głównych czynników, które sprawiły, że książka podobała mi się tak bardzo.

Książka z okładki określona jako thriller, ale sama sklasyfikowałbym ją jako raczej horror. Na szczęście dla mnie, dla starej wyjadaczki wychowanej na Mastertonie, czy 'starym' Koontz'u, Domofon nie stanowił okropnie strasznego dzieła. Plecy wiało mi chłodem w zasadzie dwa razy, ale sama książka dobrze podtrzymywała akcję do końca, choć nie do końca samym przerażeniem. Z pewnością będzie to duży plus dla osób, które zechcą sięgnąć po strach kontrolowany i nienachalny na każdej stronie książki. Historia jest bardzo fajnie osnuta, postaci ciekawe i niebagatelne. Rys historyczny bohaterów także sprawia przyjemność w ich poznawaniu. Autor naprawdę napisał świetną książkę - horror w polskich warunkach. Czyta się ją bardzo szybko. Te lekko ponad 350 stron zabrało mi od wczorajszego wieczora i chwilkę dziś rano. Zygmunt Miłoszewski wykazuje tu przyjemną lekkość pióra i płynność słowa pomimo tematu o dość ciężkim kalibrze. W książce nie ma właściwie żadnych dłużyzn i czyta się ją w zasadzie jednym tchem.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...