„Ileż takie dziecko wyzwala emocji i uczuć, jaką walkę człowiek musi
stoczyć sam z sobą i jakież to kłębowisko myśli”, stwierdził gniewnie, a
ten gniew jak zwykle skierował ku córce.”
Książka, którą postanowiłam przeczytać po kuluarowych czytelniczych
rozmowach w pracy. Książka przedstawiona mi jako dramat, w którym to
mężczyzna opuszcza kobietę w momencie kiedy ona go najbardziej
potrzebuje. Klasyka – dramat życiowy, klęska, porażka, a kobieta zawsze
zostaje sama – siłaczka.
Przeczytałam. Prawie jednym tchem. Nie zgadzam się. Nie zgadzam się z tym, co napisałam wyżej. Życie niestety nie jest takie proste, a ja rozumiem tego mężczyznę. Może nie rozumiem, ale mam do niego empatię. Jestem kobietą, jestem matką, ale tu i teraz, nie wiem, czy miałabym tyle siły ile bohaterka książki. Może tak. A może nie. Życie, jak widać, to nie bajka. I wiecie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ten mężczyzna – ojciec zachował się tak, a nie inaczej. Myślę, że gros kobiet po lekturze tej książki, ma podobne odczucia – zły, niedobry chłop, jakie to typowe. Ale ja uważam, że w sumie on był tu bardzo pokrzywdzony, przez los, życie. To łatwo mówić powinien być przy niej zawsze, ale tak się nie da. Jesteśmy tylko ludźmi, a jego ułomny stosunek do wartości skądś musiał się wziąć. To jego mi szkoda, czy tak jest, że płeć męska jest silniejsza tylko fizycznie? Nie wiem. Tak piszą psychologowie, ale może tak jest po prostu wygodniej. Kobiety też nie są silne, bywają, ale chyba tylko dlatego, że tak się im każe, od dziecka.
Książka jak najbardziej mięsista, ciężka tematycznie i trudna. Choć z drugiej strony czyta się ja łatwo, bo język jest miły. Jest to książka, tak naprawdę nie wiem o czym, tzn. wiem, ale poprzez wątek drugi, jest dla mnie zbyt pobożna. Ja, jako klasyczny przykład agnostyka, nie koniecznie podążałam wątkiem powstawania ogrodu, te części traktowałam dość pobieżnie i powierzchownie. Treścią książki dla mnie osobiście nie był dramat opuszczonej, ale tragedia mężczyzny, który nie umiał odnaleźć siebie, który się zgubił gdzieś po drodze.
Przeczytałam. Prawie jednym tchem. Nie zgadzam się. Nie zgadzam się z tym, co napisałam wyżej. Życie niestety nie jest takie proste, a ja rozumiem tego mężczyznę. Może nie rozumiem, ale mam do niego empatię. Jestem kobietą, jestem matką, ale tu i teraz, nie wiem, czy miałabym tyle siły ile bohaterka książki. Może tak. A może nie. Życie, jak widać, to nie bajka. I wiecie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ten mężczyzna – ojciec zachował się tak, a nie inaczej. Myślę, że gros kobiet po lekturze tej książki, ma podobne odczucia – zły, niedobry chłop, jakie to typowe. Ale ja uważam, że w sumie on był tu bardzo pokrzywdzony, przez los, życie. To łatwo mówić powinien być przy niej zawsze, ale tak się nie da. Jesteśmy tylko ludźmi, a jego ułomny stosunek do wartości skądś musiał się wziąć. To jego mi szkoda, czy tak jest, że płeć męska jest silniejsza tylko fizycznie? Nie wiem. Tak piszą psychologowie, ale może tak jest po prostu wygodniej. Kobiety też nie są silne, bywają, ale chyba tylko dlatego, że tak się im każe, od dziecka.
Książka jak najbardziej mięsista, ciężka tematycznie i trudna. Choć z drugiej strony czyta się ja łatwo, bo język jest miły. Jest to książka, tak naprawdę nie wiem o czym, tzn. wiem, ale poprzez wątek drugi, jest dla mnie zbyt pobożna. Ja, jako klasyczny przykład agnostyka, nie koniecznie podążałam wątkiem powstawania ogrodu, te części traktowałam dość pobieżnie i powierzchownie. Treścią książki dla mnie osobiście nie był dramat opuszczonej, ale tragedia mężczyzny, który nie umiał odnaleźć siebie, który się zgubił gdzieś po drodze.
Niesamowity opis uczuć i przeżyć osoby, która będąc w środku jest na
zewnątrz wydarzeń i nie potrafi nie umie się pogodzić sama ze sobą.
Chyba mało która z nas kobiet, odczuwa tę książkę tak jak ja tutaj, jako
tragedię mężczyzny, któremu zawalił się świat i który nie ma nikogo,
kto mógłby mu pomóc, bo w opinii innych to on jest tym złem. Walka w nim
samym jest dramatem chyba największym jaki ludziom jest dany w obliczu
nieuchronnego życia.
„Rzeczywiście, trawa urosła”, stwierdziła w myślach, zerkając na
trawnik jeszcze raz. „Rośnie wtedy, gdy nikt na nią nie patrzy, a że nie
wiedziała, iż patrzę, więc sobie rosła,” pomyślała odrobinkę bez sensu.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz