Jestem czechofilem pełnym, wytrawnym, głęboko zaawansowanym. Uwielbiam ludzi, którzy chyba jak nikt inny na świecie opanowali wszelkie sposoby relaksowania się i wykorzystywania każdej chwili czasu na ten okrutny proceder. Jest to kraj ludzi niespieszących się, czas płynie tam zupełnie inaczej niż u nas i nikt na nikogo nie patrzy krzywym okiem, czy wydziera się na cokolwiek, z resztą może i się wydziera, ale jak można się wydzierać w języku, w którym nawet przekleństwa brzmią jak delikatny skecz. Nie, nie piszę tego, żeby ośmieszyć w jakikolwiek sposób ani języka ani ludności, wręcz przeciwnie. Czechofilem jestem najprawdziwszym i nigdy złego słowa nie powiem na tę narodowość. Wiem, zdaję sobie sprawę, że były czasy trudne, dla ludności różnej, wojny, w których wiemy, jak Czesi starali się unikać do bólu każdego konfliktu. Wiadomo, że jak wpadli do nich Niemcy, witali ich z otwartymi rękoma, jak wpadli Sowieci - też, a jak my, czy Amerykanie - to również tak samo. Ale, to właśnie ta mentalność minimalizowania strat poprzez zabawę, miłe przywitanie, czy po prostu relaks teraz właśnie sprawia, że tak dobrze się tam czuję. Jest to kraj, w którym jest super. Jesteś wierzący - super, jesteś niewierzący - cool, jesteś innego wyznania - rewelacja, a teraz nie mówmy o tych skomplikowanych rzeczach i filozofii i chodźmy na knedliczka okraszonego miłym kufelkiem.
Rozpisałam się głównie na temat mojego uwielbienia do Czechów, a nie o książce. Oczywiście książka do przeczytania, choć więcej tu historii artystycznej czeskiej niż pokazania mentalności i przyjemnego życia obecnego ludności. Niemniej można ją w międzyczasie przeczytać, choć o jakiś punkcik zawyżyłam pewnie ocenę ze względu na temat, a właściwie kraj, o którym książka mówi, z powodów jasno wyżej wymienionych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz