niedziela, 27 października 2013

Elżbieta Cherezińska - Legion

9.5/10



"Niedobrze jest być trzeźwym wśród pijanych" jak zauważył Jakub w Legionie, a jeszcze gorzej chyba być między młotem a kowadłem, czy, nie daj Bóg, sierpem.
Wspaniała powieść o naszej własnej historii, prawdziwa, bolesna, ale pełna poświęceń i marzeń o wolną Ojczyznę.
Elżbieta Cherezińska w cudowny i przystępny sposób pokazała walkę naszych żołnierzy, nie tylko z wrogiem, wrogami, ale i ze sobą.
Powieść opisuje życie, walkę i śmierć Brygady Świętokrzyskiej poprzedzonej, oczywiście, historią jej tworzenia. Bitwy z oblegającymi Niemcami, a potem najeżdżającymi Sowietami pokazują dolę zwykłego żołnierza i rozterki dowódców. Szczególnie w początkowym etapie wojny, świetnie autorka pokazała chaos, wszechobezwładniający chaos w każdej strukturze życia, nawet wojsku nie było dane go ominąć. Sprzeczne rozkazy, skrzyżowane pragnienia polityczne i ciągle obecny ciemiężca doprowadzały do porozbijania, a nawet wybijania się między sobą ojczystych jednostek wojskowych. Na szczęście Brygada Świętokrzyska zachowała swoją Polskość i dążyła do spójnego celu - wolnej Ojczyzny - okupionej śmiercią, wyrzeczeniami, ranami.
Ale żeby nikogo nie przestraszyć, nie jest to książka o typowej martyrologii wojennej. To powieść, która pokazuje trud, ale i miłe, małe radości, które zdarzają się każdego dnia. To książka, która pomimo trudnego tematu ma w sobie humor i dowcip sytuacyjny. Jedna ze scen, która w kontekście humorystycznym zapadła mi w pamięć (leżący po skoku Dor oczekujący za złamaną na znachora):
Po chwili do domu wszedł starszy mężczyzna w dziwacznej szubie i czapie.
- Pochwalony! - powiedział
A Dor ukłonił się i pokazał:
- To moja noga.
- A to moja! - odpowiedział zaskoczony mężczyzna i klepnął się w udo.
Oczywiście nie gościem nie był znachor :)
Nawet sceny rozbrajania Niemców, bo wojsko polskie często i gęsto bez wsparcia, musiało samo sobie znaleźć i broń i odzież, czasami są opatrzone jednym, krótkim zdaniem, c sprawia, że książki nie czyta się jak nudnej encyklopedii historycznej.
Niemcy mają gęby, nie twarze, i rozkoszują się te gęby chłodem rześkiego poranka. Dziewięć fur. Żółte mundury SA. Jeden, na ostatniej furmance, jest tak szczęśliwy, że dłubie w nosie. Nogi w ślicznych oficerkach dyndają mu wesoło.
Ktoś już sobie te oficerki wypatrzył...
Uważam, że powieść powinna być szeroko czytana. Jest o naszej własnej historii i nie wstydźmy się jej, a raczej wstydźmy, że tak mało o niej wiemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...