Kontynuacja Gry Endera, powieści sci-fi, która wprowadziła mnie w zachwyt nad gatunkiem.
Sięgnęłam po nią z wypiekami na twarzy i nie zawiodłam się.
Historia przenosi nas na odległą planetę Lusitanię. Znajduje się tam niewielka kolonia ludności. Kolonii nie wolno się rozrosnąć, gdyż znaleziono tam inteligentną formę życia 'prosiaczki' i należy ograniczyć kontakty cywilizacyjne pomiędzy kolonią obecną a rdzenną formą życia. Andrew Wiggin pojawia się tam troszkę później przybywając na planetę na wyraźne zaproszenie jako Mówca Umarłych, czyli ktoś, kto, na prośbę rodziny, czy przyjaciół, zmarłego przeprowadza rozmowy z ludźmi (i nie tylko jeśli jest taka możliwość), żeby przy pochówku opowiedzieć o zmarłym prawdę. Nie bajki rodzinne, nie odgrywanie teatru po śmierci, opowiada prawdę i życiu człowieka, o nim samym, a nawet o tych, którzy mu towarzyszyli za życia. Z drugiej strony on sam wciąż szuka miejsca, w którym mógłby umieścić jedynego pozostałego przedstawiciela rasy, którą w poprzednim pierwszym tomie zgładził - Królową Kopca, dla której rasy został Pierwszym Mówcą Umarłych.
Książka wywarła na mnie równie duże wrażenie co Gra Endera. Jest dobrze napisana, przedstawia bardzo realistycznie światy z wyobraźni. Może same pequeninos nie są jakoś strasznie odmienne od nas, ale, jako odrębna rasa myśląca, ich cykl życiowy jest bardzo interesujący. interesujący i z goła odmienny od naszego, oczywiście.
Jeśli ktoś lubi coś innego, coś, co nie mieści się w konwencji zwykłego ludzkiego życia, zapraszam do przeczytania. Jak pisałam przy pierwszym tomie Gra Endera, a teraz Mówca Umarłych wzbudził we mnie przemożną chęć częstszego sięgania po gatunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz