sobota, 9 listopada 2013

Mons Kallentoft - Ofiara w środku zimy

7/10






Tradycyjnie zdając się w tym przypadku całkowicie na gust p. Kasi przyjęłam pod swój skromny dach wyżej wymienioną książkę.
Jeśli chodzi o kryminały, no cóż, któż z nas nie czytał jakiegoś w różnych etapach w swoim życiu, ja począwszy od Agathy Ch., poprzez takie nazwiska jak Coben, Koontz (w wydaniu kryminalnym tutaj wspominam), Kava, czy Barton, przeszłam przez mnóstwo interesujących bądź mniej zagadek ze śmiercią w tle. Nie będę tu pisać, że jest to mój ulubiony gatunek prozy ‚lekkiej’, bo i nie jest. Natomiast nie będę się też krygować mówiąc, że lubię li tylko książki ciekawe i głębokie. Kryminały lubię, żeby była jasność. Fakt, że często po 2-3 tygodniach nie mogę o nich powiedzieć w zasadzie nic więcej ponad to, że miło się czytało, wciągająca treść, ładny język, ale generalnie nie pamiętam o czym była. Tak to niestety z kryminałami u mnie bywa. Jest to czysta i przyjemna rozrywka wśród często mocno pracowitego tygodnia pracy, nie do myślenia, nie do zapamiętania, a do zwykłego ludzkiego relaksu. Zresztą, jak większość z Was pewnie wie, kryminały w zasadzie są takie same, o tym samym.
I tak pewnego dnia prosząc moją p. Kasię o książkę do relaksu miłą i tym razem nie śmieszną, a raczej krwawą, otrzymałam Ofiarę.
Nie ukrywam, że z pewnym poczuciem dystansu sięgnęłam po książkę p. Kallentofta określoną przez moje biblioteczne guru kryminałem zgoła ‚innym’. A inny był jej zdaniem dlatego, że zacytuję: ‚zmarli tu mówią’.
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy bardziej mnie to, hmmm, przeraziło, odpędziło, czy zaciekawiło, ale książkę przyjęłam i nawet postanowiłam zacząć ją czytać tego samego dnia po powrocie do domu.
Malin, Tove, Zeke, Jane, Karim, Kalim – jedni z wielu postaci w książce, że tak siebie zacytuję: „Jeezuz, któro to chłopie, a któro i nie???’ Takie było moje pierwsze odczucie po niewielu przeczytanych stronicach. Te totalnie egzotycznie brzmiące imiona, których rodzaju dopasować nijak nie potrafiłam, zamotały mi w głowie kompletnie. Drugą myślą było, że nie dam rady przeczytać książki, bo nie ogarnę tych imion. Odłożyłam książkę na stoliczek i poszłam do kuchni przyrządzić sobie kupioną w celu spożycia przy czytaniu gorącą herbatkę, a, jak wiadomo, dobry i ciepły napitek rozwiewa zagmatwanie myślowe. Przygotowując ją biłam się z myślami, czy aby na pewno ciągnąć czytanie dalej, czyż może przerzucić się na inne dobro czytelnicze przyniesione równolegle z Ofiarą do domu. Na niezbyt dalekiej i wyczerpującej trasie powrotnej kuchnia-pokój postanowiłam dać Ofierze jeszcze pół godziny szansy. No tak Zeke to mężczyzna, Tove- kobieta, Jane -mężczyzna, a Malin kobieta i tak dalej. Rozróżniając już poniekąd płać moich ‚bohaterów’ pomyślałam, że jeszcze kilka stron pociągnę. No i co tu dużo mówić pociągnęłam te strony aż do ostatniej.
Książka, po trudnościach z przyswojeniem przynależności postaci do imion, odbiła mi się w duchu szerokim echem. Jest zdecydowanie ‚inna’. Mroczna, ciężka, wciągająca, przytłumiona i ziiiimna. Tyle chłodu nie czułam w żadnej książce. Cokolwiek może Wam się wydawać po przymiotnikach, które tu wypisałam, proszę, weźcie poprawkę na to, że są one jak najbardziej pozytywne. Ten kryminał z pewnością zapamiętam. Nie ma on lekkości modnych autorów, w książkach których opowieści o zmaltretowanych zwłokach czyta się jak nie przyrównując babską literaturę przy pucharku winka najlepiej w ogrodzie jeśli ktoś posiada. Po przeczytaniu odnoszę wrażenie, które pozostało mi do teraz, a Ofiarę przeczytałam już słuszny czas temu, że jestem w centrum komisariatu policji, ale nie takiego z filmów amerykańskich, a takiego ciemnego, szarego, tchnącego wieloma nierozwiązanymi sprawami, z policjantami, nie modelowymi panami w garniturach od Armaniego, a ciężko pracującymi ludźmi zmęczonymi, ze swoimi fobiami problemami, no i jeszcze praca.
Jak dla mnie książka jest świetna. Inna, trochę trudna, ale odczucia, które we mnie wzbudza są realne, rzeczywiste i prawdziwe. Bardzo polecam.

I  cytat na koniec:
Miłość i śmierć są sąsiadkami.
Mają tę samą twarz. By umrzeć, człowiek niekoniecznie musi przestać oddychać, nie musi też oddychać, by żyć.
Nie ma żadnej gwarancji, ani w przypadku śmierci, ani miłości


PS. A to, że zmarli mówią, to nie tak jak myślicie ^ udanej lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...