Po opróżnieniu konta Gry, Henrik spędza beztroskie dni na Dalekim Wschodzie. Robi wszystko to, c robić lubi, czyli pali, pije i przebiera w chętnych kobietach. Do czasu. Do czasy aż zostaje posądzony o okrutne zabójstwo jednej z nich.
W tym samym czasie Rebecca, jak szef grupy operacyjnej, zostaje posądzona o błąd w trakcie akcji. To kończy się zawieszeniem w pracy oraz wszczęciem postępowania karnego w biurze wewnętrznym.
Na rodzeństwo spadają wszystkie katastrofy jakie mogą spaść na zwykłego, przeciętnego śmiertelnika. Pech, który się do nich przykleił rozciąga swoje macki również na ich życie prywatne, które pozostawia wiele do życzenia.
Czy uda im się wydostać z kłopotów, w które sami wpędzili się swoimi nieprzemyślanymi decyzjami?
Czy może znów ktoś sobie z nimi brzydko pogrywa?
Na początek od razu powiem, że drugi tom Gry czyta się równie szybko, co poprzedni. [buzz] obfituje w szybkie zwroty akcji i lekkie dialogi, co sprawia, że zanim się obejrzymy już pojawiają się ostatnie rozdziały. Anders De La Motte charakteryzuje się tą przyjemną lekkością pióra, które przemawia do czytelnika obrazowymi zwrotami bez potrzeby zastanawiania się nad tym, co autor miał na myśli. Czytanie tej książki sprawia zwykłą codzienną przyjemność.
W tej części Anders De La Motte bardziej rozbudował i wplótł wątek Rebecci w opowieść o potencjalnym spisku odkrywanym przez HP. I nawet bardzo dobrze, bo czytanie przez trzy tomy jednym raptem zeschizowanym bhaterem wietrzącym międzynarodowe spiski byłoby dość męczące, a za 007 jakoś nie przepadam, chyba, że jest nim Sean Connery ;) [buzz] jak na tytuł przystało jest jeszcze bardziej zakręcony niż [geim]. Naprawdę do końca nie wiadomo kto w co gra i dlaczego, choć samo wydarzenie z końcówki tej części (ścisłe kilka ostatnich stron) jest dość przewidywalne.
Niemniej podtrzymuję swoją opinię z tomu pierwszego, że to całkiem udana opowieść kryminalna warta przeczytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz