Być królem znaczy zaakceptować fakt, że inni zapłacą za twoje porażki, a nawet za twój sukces.
Kylar Stern związany przymusem małżeństwa nie może poświęcić się dla swojej miłości, a ta, która go spętała tym węzłem ucieka przed nim do Oratorium, żeby szkolić się a przede wszystkim uniknąć gniewu swojego gwałtem poślubionego męża.
Elene, miłość Kylara, także podąża śladami za Viridianą, tą która odebrała jej ukochanego.
Logan Gyre, król, który złożył hołd lenniczy uzurpatorce, której ambicją jest władza i uwielbienie i parę innych dość przyziemnych rzeczy, prowadzi swoje wojska do zwycięstwa i całkowitego odbicia Cenarii. Pragnie oczyścić swój kraj z najeźdźców i zniszczyć Khalidorczyków.
Nowy Król-Bóg na północy snujący dalekosiężne plany zmiany brutalnych prastarych tradycji swojego ludu, sięga po moc Obcych, który szczelnie go oplata.
Buntowniczy Wurdmeisterowie z Neph Dadą na czele chcą wynieść Króla Najwyższego dzięki wskrzeszonej Khali.
A ile dzieci umarło, ponieważ tego [zamordowanie kobiety, którą kochał] nie zrobił? To jest ciężar bycia przywódcą, Loganie' dokonywać wyborów, kiedy żadna możliwość nie jest dobra.
To co napisałam powyżej jako taki niby skrót treści książki, nie ma się nijak do tego, czym książka jest. Trzeci i, niestety, zarazem ostatni tom cyklu Anioła Nocy jest najlepszą z części. Po zakończeniu Na Krawędzi Cienia, nie spieszyło mi się zbytnio do trzeciej części, choć już na mnie czekała. Sądziłam, że wszystko co miało się zdarzyć, już się dokonało, a ostatnia część będzie stanowić jakiś przedłużony epilog. Nie mogłam się bardziej mylić.
Język to płomień [...] musimy nauczyć się panować nad nim, bo inaczej nas spali.
Brent Weeks pochłonął mnie w trzeciej części i stosownie wypalił. Ostatni tom trylogii jest wyraźnie lepiej napisany niż poprzednie. Autor z jeszcze większym rozmachem naszkicował walki, ale również emocje bohaterów, które czasami może są troszeczkę przerysowane, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. A właśnie jeśli chodzi o bohaterów, to w tym tomie spędził przy nich trochę czasu. Dał nam wyjaśnienia różnych misternych zawiłości, które na przełomie dwóch wcześniejszych tomów pojawiały się dość często. Ta książka wyjaśnia nam wszystko. Gdzieś, czytając recenzje trylogii przed wzięciem jej do ręki, wyczytałam opinię, że Brent Weeks sugerował się, czy dał się ponieść wpływom R.R. Martina i jego Pieśni Lodu i Ognia. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Wiecie wszyscy, że gdybyśmy chcieli, to łatwo byłoby wykazać, że właściwie każdy autor czegokolwiek, a szczególnie fantastyki na kimś się wzorował i kogoś przypomina. W końcu sama stylistyka już nadaje potencjalnej książce jakiś konkretny rys, ale tu nie chodzi o wypominanie, tylko radość z historii, a mnie Poza Cieniem radowała bardzo. Jeśli miałabym się pokusić o porównywanie, to znacznie bliżej, według mnie, cyklowi Anioła Nocy do mojego wzoru fantastyki, którym jest Trylogia tolkienowska. Przede wszystkim trylogia ;p, fantastyka, grupa przyjaciół, w drugim tomie świetne walki, a trzeci powala na kolana. Ale nie będę porównywała niczego więcej, bo nie ma sensu.
Zawsze zobowiązujemy się do rzeczy, których do końca nie rozumiemy.
Poza Cieniem jest świetnie napisaną książką. Autor raczy nas w niej interesującymi dialogami, pięknie wyrysowanymi walkami, galerią dziwnych i przerażających stworów, szaleństwem człowieka, obłędem i histerią, ale też poświęceniem, pasją i miłością. Brent Weeks fantastycznie i w pełni świadomie splata na pozór nie powiązane losy maluczkich z wielkimi. Trzeci tom cyklu jest pełen niespodziewanych zwrotów akcji i cały czas trzyma czytelnika w napięciu. W pewnym momencie nawet zastanawiałam, czy iść zrobić sobie herbatkę do czytania, czy bardziej wolę szybciej wiedzieć, co będzie dalej. :)
Może tak właśnie działa największa magia: sprawiedliwość i łaska przeplatają się.
Poza Cieniem jest błyskotliwym zakończeniem wielkiej historii. Jest to fantastyka naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Pomimo ocenienia dwóch poprzednich książek niżej, nie mogłabym oddać jej sprawiedliwości dając taką samą ocenę. Jedynym minusem, który troszkę mnie zdeprymował, było ścisłe zakończenie już po punkcie kulminacyjnym, ale i tu, podobnie jak u Tolkiena, po burzy emocji i czynów następuje taki spadek emocjonalny i trochę łzawe zakończenie, ale to są ostatnie trzy czy cztery kartki, więc nie ma o co kruszyć kopii i z pewnością nie może to obniżyć w żaden sposób oceny książki. Poza tym, jak przed chwilą wspomniałam, nawet mój mistrz fantastyki lubił górnolotne i łzawe zakończenia, co chwały mu nie umniejsza.
Przysięga jest miarą człowieka, który ją składa
W recenzji Drogi Cienia cytowałam kawałek z podziękowań autora, w których gwarantował czytelnikowi pełen odjazd, a teraz w świetle cytatu z jego książki, mogę śmiało powiedzieć, że autor dorósł do swojej miary. Złożył nam na początku przysięgę i spełnił ją w trzecim tomie w 100%. Jestem naprawdę zachwycona Poza Cieniem. I teraz, jak zawsze w takich chwilach, po zakończeniu naprawdę dobrej książki, nie mam pojęcia za co się wziąć, bo będzie mi się wydawało, że każda następna jest dość mierna :(
Książka bierze udział w wyzwaniach: OPASŁE TOMISKA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz