Może strach i przerażenie, raz przeżyte, zakorzeniają się w człowieku nawet wtedy, gdy przyczyna już znika. Zastawiają za sobą senny horror, który zbyt łatwo trafia do świadomości.
Arabella Beatrice Hemming jest poukładaną zamkniętą w markowych ciuchach i życiu korporacyjnym Brytyjką mieszkającą i wiodącą swoje spokojne życie w Nowym Yorku. Kontakty z rodziną są sporadyczne, oprócz związku z siostrą, który jest równie bliski i częsty, jakby nie dzieliły ich kontynenty. Kiedy pewnego dnia dzwoni jej mama z wiadomością, że zaginęła jej siostra. Beatrice natychmiast wyrusza do Londynu. Niestety okazuje się, że po urodzeniu martwego dziecka jej siostra popełniła samobójstwo, a ciało znaleziono w parkowym szalecie.
Beatrice Hemming nie może tego zrozumieć, ani tym bardziej uwierzyć. Znała swoją młodszą siostrę jak nikogo innego i wiedziała, że nie ma nikogo, kto bardziej niż Tess szanowałaby własne życie, nawet w obliczu tak wielkiej tragedii. Stawia wszystko na jedną kartę, nawet swój własny związek, żeby dowieść prawdy, w którą, jak wszystko wskazuje, wierzy tylko ona sama.
- Nasz umysł decyduje o tym, kim jesteśmy. To on sprawia, że czujemy, myślimy i wierzymy. To dzięki niemu odczuwamy miłość i nienawiść, ufność i namiętność.
Poczułam lekkie zażenowanie wywołane Twoją żarliwością, ale ciągnęłaś dalej:
- Jak ktoś [psychoanalityk] może mieć nadzieję, że uleczy czyjś umysł, jeśli nie jest równocześnie teologiem, filozofem i poetą?
Siostra to całkiem przyzwoita powieść kryminalna, i nawet rzeczywiście dość zaskakująca. Nie odkryłam sama tej zagadki. Autorka dobrze poprowadziła opowieść w taki sposób wiele razy myląc tropy i kręcąc pomysłami, że cała zakamuflowana zagadka została taką do samego końca. Rosamund Lupton w swoim debiucie bardzo trafnie przedstawiła etapy rozpaczy po stracie bardzo bliskiej osoby, a postaci, które wykreowała są dość przekonujące, choć trochę w sobie zagubione. Ciężko było mi się 'zaprzyjaźnić' z bohaterką powieści była jakby zbyt odległa i taka niedosięgła, ale, z drugiej strony, w ogromie winy i straty, na które cierpiała wydaje mi się teraz, po przeczytaniu powieści, to raczej normalne. Jeszcze raz powtórzę, że pomysł, zagadka kryminalna i całokształt powieści są naprawdę udane.
Żałoba jest jednak najbardziej nieodwzajemnioną miłością.
Teraz trochę o minusach, czyli w zasadzie, dlaczego ocena jest tak niska, skoro intryga kryminalna udana. Przede wszystkim styl autorki nie powalił mnie na kolana, a nawet nie mogę powiedzieć, że mi się podobał. Powieść napisana jest w narracji pierwszoosobowej i składa się z monologów bohaterki do zmarłej siostry, rozmową z prokuratorem i jakby wtrąconymi rozmowami z innymi ludźmi pomiędzy tym wszystkim.
Pisaninę czyta się dość ciężko. Przyznaję, że nużyło mnie czytanie prawie do 2/3 książki, gdzie w końcu zainteresowała mnie na tyle i przyzwyczajona już przez autorkę do swojego stylu w końcu wciągnęła mnie na tyle, że już bardzo chciałam poznać rozwiązanie. Wydaje mi się, że książka zaczyna opływać w jakąkolwiek akcję gdzieś około strony 200 z całych 320. Nie jestem również przekonana, że sięgnę po kontynuację tej książki. Zresztą ta również znudziłaby mnie na tyle, że przestałabym ją czytać, gdyby nie fakt, że nie miałam nic zastępczego do wieczornego czytania. W sumie cieszę się, że ją skończyłam, bo, po pierwsze nie lubię niedokończonych książek, a po drugie, jednak w końcu zaczyna się tam coś dziać.
Niestety, gdybym miała być szczera nie poleciłabym tej książki właśnie ze względu na początkową monotonię i wysilony styl, przez który ciężko przebrnąć. A już na pewno nie poleciłbym jej nikomu, kto szuka miłej i przyjemnej rozrywki po ciężkim dniu pracy, ponieważ przy tej pozycji można odjechać myślami i po kilku stronach kompletnie nie wiedzieć co się czyta, a pewnie i zasnąć się przy niej na początku da całkiem nieźle ;/
Książka bierze udział w wyzwaniach: CZYTAMY KRYMINAŁY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz