Jak już powiedziałem, problemy rodzą rozwiązania, żeby nie powiedzieć przyjemności...
James diGriz to inteligentny nastolatek, który w świecie przeciętności pragnie osiągnąć coś więcej, co wydobyłoby na świat jego możliwości i pokazałoby wszystkim, że to właśnie on jest tym Kimś. Oczywiście, Jim nie chce zostać żadnym naukowcem, czy przedsiębiorcą, James diGriz ma marzenie zostać nieuchwytnym międzygalaktycznym przestępcą, a ściślej mówiąc złodziejem, którego nikt nigdy nie złapie. Swoje plany rozpoczyna od nieudanego napadu na bank, dzięki któremu zostaje umieszczony w więzieniu, co było jego pierwotnym celem, gdyż, jak sądził, tam właśnie może tylko poznać ludzi, którzy nauczą go o fachu więcej niż sam do tej pory zgłębił. Niestety, jego 'przelotna wizyta' w więzieniu nie spełnia swojego celu, ale udaje mu się przynajmniej poznać pseudonim złodzieja, który był, według informacji współosadzonych, nieuchwytnym, wręcz cudotwórczą postacią w swoim fachu. I tak rodzi się w Jimie pomysł na skontaktowanie się ze swoim guru - Hetmanem.
Doświadczenie nauczyło mnie, że zmiana miejsca pobytu nigdy nie jest rozwiązaniem. Kłopot jest towarzyszem wszechobecnym i dokuczliwym jak ból zęba.
Narodziny Stalowego Szczura to nie jest powieść o międzygalaktycznych złodziejskich sztuczkach, to powieść science-fiction w dobrym stylu o złodziejach - filantropach, takich Robin Hoodach w przestworzach. Bardzo łatwo polubić młodego, gniewnego Jamesa za jego pasję do unikania utwardzonych struktur państwowych, jak i za praworządność jego przestępczych czynów. Nie sposób też nie zaprzyjaźnić się ze starym przewodnikiem Jima, Hetmanem, który jest wcieleniem dobrego nauczyciela, który rozumie swojego popędliwego ucznia, ale pozwalając mu się uczyć na błędach, łatwo prowadzi go w tajniki zawodu.
To już kolejna książka autorstwa Harry'ego Harrisona, którą przeczytałam i muszę przyznać, że każda mi bardzo odpowiada. Autor ma świetny, lekki styl pisania i niesamowitą wyobraźnię. W Narodzinach Stalowego Szczura, w której pokazał jedną z możliwych przyszłości osiedlania różnorodnych planet, kluczem jest chyba totalna rozrywka i humor. Ta pierwsza książka z serii jest pełna przygód, choć wcale nie jakiś bardzo wydumanych, i również przepełniona dobrym humorem. Czyta się ją bardzo przyjemnie i naprawdę dobrze spędza z nią czas. Typowa książka bez górnolotnych filozofii, taka, żeby odprężyć się po pracowitym dniu :)
Są takie chwile, kiedy powinno się otwierać usta tylko po to, żeby jeść.
Książka bierze udział w wyzwaniu: CZYTAM FANTASTYKĘ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz