Czy jest sens pisać o czym jest Saga o Wiedźminie? W zasadzie może i jest, bo przecież saga o wiedźminie nie jest sagą o wiedźminie, a raczej zwykła historią, która kołem się toczy, historią pełną przemocy, zła, walki o ziemie, morderstw na tle złota, ale i wielkiej przyjaźnie, miłości, poświęcenia i mitycznego podążania za przeznaczeniem.
Może jest wśród Was ktoś, kto książki nie czytał, może jest ktoś, kto nawet o niej nie słyszał, w końcu to tylko książka jedna z wielu. Ja sama co chwilę dowiaduję się o książkach, które istnieją już jakiś czas, a nigdy o nich nie słyszałam, a. z wielkim przekonaniem to powiem, wiem, że spodobałyby mi się.
Więc może tylko króciutko o fabule dla tych, pewnie nielicznych, niewtajemniczonych.
Saga o Wiedźminie jest wielotomową historią osnutą na świecie pełnym ludzi, elfów, niziołków, krasnoludów i wielorakich poczwar przynoszących im kłopoty i utrapienia, a od tego żeby pozbyć się dziwacznych, często przerażających i śmiercionośnych kreatur jest wiedźmin, mutant kształcony jak zabijać i nie dać się zabić.
Oczywiście opowiastki o tym jak to wiedźmin łapie bazyliszki i inne strzygi byłyby niewypowiedzianie nudne po pierwszych trzech, ale przecież nie o tym jest saga.
Historia o wiedźminie, jak wcześniej wspomniałam, jest pogonią za przeznaczeniem, w którym losy wielkich królestw ścierają się gwałtownością i barbarzyństwem epickich wojen, a wszystko po to, żeby przyrzeczone wiedźminowi dziecko mogło wypełnić swoje powołanie i zgubić, lub ochronić świat.
W tegoroczny czas świąteczny postanowiłam wrócić do Wiedźmina i przeczytać go po raz kolejny. Co śmieszniejsze nie przepadam za autorem i jego nadmiernym wręcz patetycznym stylem wypowiedzi, szczególnie, gdy owy przekracza swoje granice przyzwoitości i smaku gdzie wśród pięknej staropolskiej polszczyzny pojawiają się słowa typu 'konsyderować', czy inne ukute iście z angielskiego, lecz w taki sposób spolszczone, że wydają się pięknie staropolskie. Może powinnam je była sobie zapisywać, żeby Wam tu konkretne przykłady podać, ale, wybaczcie, nie bardzo mi się chciało, w końcu to święta były. No i wracając do nieszczęsnego wątku języka tego dzieła dochodzą wyrażenia typu: "co było a nie jest nie pisze się w rejestr". Tak, tak, wiem, że nic dziwnego w tym wyrażeniu nie ma, tyle, że wiecie, ja używałam takich 'tekstów' mając lat około 12-13 i nijak mi one pasują do takiej literatury. Już ci one jako ten osieł do karocy, panie. Nic innego.
W zasadzie to, co napisałam, to jedyne minusy, które mogłabym wymienić, ponieważ w całości Sagę o Wiedźminie uważam za doskonałą literaturę fantastyczną. Zresztą, co z lekka wstydliwe, była pierwszą opowieścią fantastyczną z półki autorów polskich. I, dzięki wszelkim bogom, pozostawiła mnie pod tak ogromnym wrażeniem, że teraz chętnie sięgam do literatury polskiej, czasami nawet w ciemno, bo do czasu przeczytania Wiedźmina raczej unikałam polskich autorów, a i, jak widzicie, do niej wracam kiedy czas pozwoli, lub chęci powrócą.
Wszystkiem tutaj polecam, bo historyja toż zacna i łacno wysłuchać jej idzie. Prawdziwyj bard to pisywał i toć nasza rodzima bajęda jest. Niecnym nie znać takowej opowieści a ino choćby po to jakoby inszem pokazać, że my swoje mamy piękne takie, i do ogniska juże.
Oczywiście mogłabym się tu zacząć wywnętrzniać, że mi imć Sapkowski ulubionego bohatera raczył był ukatrupić i to w dodatku z przytupem niezłym, ale, z drugiej strony, lepiej być krótką historią, która w pamięć zapada niźli tym tępym wołem, co to o którym nikt pamiętać nie będzie.
Saga jest pełna zwrotów akcji i kolorowych bohaterów. To, czego nie można na pewno zarzucić autorowi to właśnie postacie i emocje, które opisuje i które my współodczuwamy. Andrzej Sapkowski świetnie kreuje swoje postaci. Są pełne wigoru, żywe i bardzo ludzkie. Rozwijają się, zmieniają zdanie, strony, a nawet i przyjaciół. Związki pomiędzy nimi są po ludzku skomplikowane i zupełnie niełatwe. Bohaterowie robią głupoty, dokonują niewłaściwych wyborów, tak jak często my w codziennym życiu i to wszystko sprawia,. że ta książka, ta opowieść jest mi tak bliska i czytając ją, nawet kolejny raz, zaskakuje, ale i daje się zrozumieć tak po ludzku.
Najmniej ze wszystkich części nie podobała mi się część ta, przy której piszę tę krótką wypowiedź, czyli ostatnia: Pani Jeziora. Jest zanadto przekombinowana, trochę nazbyt fantastyczno-sci-fi, wkradły się tu zupełnie niepotrzebne elementy nawiązujące do zupełnie nie fantastycznej barwy całej sagi, a mianowicie elementy naszej historii. Nazbyt trąciło mi to za pierwszym, razem, jak i teraz jakimś megalomańskim dążeniem autora. Może to połączenie powinno mnie wzruszyć emocją, że autor zna historię i rozmaite legendy nie tylko polskie, niestety mnie jakoś odrzuciło. Sprawiło raczej, że odniosłam wrażenie, że sięga po nieswoje z braku pomysłów na zakończenie. Również poza tym mezaliansem z królem Arturem nie bardzo przypadła mi do gustu powierzchowna zbieranina historyjek co się stało z kim po wielkiej wojnie wtłaczanych pomiędzy siebie jakby na siłę, żeby zapełnić strony. Jako czytelnik wolałabym krótką wzmiankę o całości, a rozleglejsze stronice poświęcone konkretom. Wyszło jak wyszło. Również wątek Nimue i śniączki o dziwacznym imieniu nie bardzo mi w ogóle podchodzi.
I jeszcze jak Uroboros wskazuje, historia się nigdy nie kończy. Pozostaje Sezon Burz, który czym jest nikt nie wie. To znaczy może i wie, ja nie wiem. Nie mam, nie czytałam i nie jestem pewna, czy chcę przeczytać. Wiecie jak to jest z odgrzewanymi, nawet najlepszymi kotletami. Obawiam się, że ten tom został napisany dla kasy li tylko i nagle znów wracać do prapoczątków, prakońców czy czego wiedźmińskiego? Hm, może kiedyś, na razie nie nadszedł ten czas, żebym chciała wziąć tę część do ręki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz