Gdzieś w tak zwanym międzyczasie skupiając się na recenzjach książek czytanych jako 'główne' lektury o mało zapomniałabym o powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej - W szpilkach od Manolo. To książka, którą naprawdę czytałam w tym słynnym międzyczasie w wykradzionych chwilach w poczekalniach, w przerwach pomiędzy obowiązkami w pracy, a nigdy w domu, zawsze w biegu. Po pierwsze dlatego, że miałam ją zawsze przy sobie w formacie elektronicznym, po drugie dlatego, że nie jest to książka, nad którą musiałabym spędzić więcej czasu rozmyślając, czy choćby kontemplując jej zawartość, bo tu nie ma co kontemplować.
Główna bohaterka, około trzydziestoletnia, Liliana jest zwierzęciem korporacyjnym i na domiar złego singielką z odzysku. Oczywiście jest piękną młodą kobietą, choć po przejściach i pomimo trudnej pracy z korpoludkami jest doskonała specjalistką, która jeździ nową beemką, nosi tylko i wyłącznie zabójczej wysokości szpilki od najlepszych projektantów i uzurpuje prawo do pewnego miejsca na korporacyjnym parkingu, które w poniedziałkowy, czy inny ranek zostaje na jej czach zagarnięte przez wyślizganego przystojniaczka, który jak się okaże za parę chwil, będzie jej nowym szefem i który te parę minut wcześniej został przez nią niebagatelnie wyepitetowany.
Po co w ogóle zabierałam się za taką książkę? Hm przede wszystkim lubię od czasu do czasu poczytać sobie coś kobiecego, żeby choćby zobaczyć jakie trendy wśród kobiecej literatury polskiej dominują rynek polski. Kiedyś moją odskocznią odfantastyczną była Monika Szwaja, której literaturę bardzo lubiłam, ponieważ nieodmiennie wprowadzała mnie w stan pozytywnej energii, kiedy było trzeba, a że ostatnio jakoś nic nowego spod palców autorki nie mam, to padło na tę właśnie. Przede wszystkim jak przeczytałam w blurbie o odzyskanej singielce w designerskich butach od razu naszło mnie skojarzenie z filmem, ponieważ książki nie czytałam, Diabeł ubiera się u Prady, a film ów bardzo dobrze wpływa na morale damskie, więc książka już jeden plus dostała, a jak jeszcze doczytałam, że główna bohaterka jest miłośniczką kotów, no to właściwie przesądziło o mojej woli przeczytania tejże.
Tak więc pewnego dnia w moim międzyczasie zaczęłam swoją przygodę ze Szpilkami. Początkowo, oczywiście nie działo się nic nadzwyczajnego, czego mogłabym się nie spodziewać, taka przeciętna historia miłosna bardzo przewidywalna, ale jak dotarłam do strony chyba 70, 'gdzie on czegoś od niej chciał, a ona też bardzo chciała, żeby ją ukarał' to pomyślałam sobie "no nie, a co to jakiś Grey czy co?" Wiem, że cytat to żaden, ale jeśli chodzi o cały jego sens, to oddałam bardzo dokładnie. Nie chce mi się go poszukiwać po książce, bo nie jest to na tyle warte. Niemniej załamałam się brakiem pomysłów polskich autorów (oczywiście wielkie jednostronne uogólnienie) i 'zgapianiem' tych od niezbyt udanych wzorów i tak się jakoś stało, że po niefortunnym kawałku tekstu odłożyłam czytanie na dłuższy czas.
Kiedy pewnego dnia okazało się, że wybudował mi się całkiem spory 'międzyczas', a nic innego pod ręką nie miałam, postanowiłam ruszyć dalej ze Szpilkami. Historyjka okazała się jakich wiele. Nic nowego, nic odkrywczego i kolejne powielanie pomysłów innych autorów. W sumie po wstępnym zachwycie blurbem moje emocje strasznie oklapły. Autorka, o której słyszałam i czytałam naprawdę dobre opinie, a z którą sama wcześniej nie miałam nic do czynienia, okazała się napisać historię, którą pozlepiała z innych historyjek ze świata i przeniosła na teren Polski.
Liliana jest prawie idealną kopią Bridget Jones, z tym wyjątkiem, że nie jest przy kości i nie ma problemów ze swoim wyglądem. Natomiast pije jak wół, w dodatku często zalewając swoje problemy różnorodnym typem alkoholu, jej imprezy kończą się urwanym filmem. Klnie jak szewc. Jest wulgarna i obgaduje wszystkich wokoło, bo według niej tak wypada. Wszyscy inni, oprócz niej i jej przyjaciółek są źli, zniewieściali, głupi i prostaccy. Żenada. Później wprawdzie pojawia się wątek kryminalny, coby opowieść ubarwić i ożywić i ten rycerz na białym koniu, który chodzi za nią jak cień, nie dość, że piękny i zakochany, to jeszcze gentleman w każdym elemencie.
Kiedy pewnego dnia okazało się, że wybudował mi się całkiem spory 'międzyczas', a nic innego pod ręką nie miałam, postanowiłam ruszyć dalej ze Szpilkami. Historyjka okazała się jakich wiele. Nic nowego, nic odkrywczego i kolejne powielanie pomysłów innych autorów. W sumie po wstępnym zachwycie blurbem moje emocje strasznie oklapły. Autorka, o której słyszałam i czytałam naprawdę dobre opinie, a z którą sama wcześniej nie miałam nic do czynienia, okazała się napisać historię, którą pozlepiała z innych historyjek ze świata i przeniosła na teren Polski.
Liliana jest prawie idealną kopią Bridget Jones, z tym wyjątkiem, że nie jest przy kości i nie ma problemów ze swoim wyglądem. Natomiast pije jak wół, w dodatku często zalewając swoje problemy różnorodnym typem alkoholu, jej imprezy kończą się urwanym filmem. Klnie jak szewc. Jest wulgarna i obgaduje wszystkich wokoło, bo według niej tak wypada. Wszyscy inni, oprócz niej i jej przyjaciółek są źli, zniewieściali, głupi i prostaccy. Żenada. Później wprawdzie pojawia się wątek kryminalny, coby opowieść ubarwić i ożywić i ten rycerz na białym koniu, który chodzi za nią jak cień, nie dość, że piękny i zakochany, to jeszcze gentleman w każdym elemencie.
Przeczytałam książkę, która normalnie nie zabierze więcej niż kilka dni w miesiąc z nakładką. Nie mogę powiedzieć, że chęć z jaką zabierałam się do czytania tej książki przekuła się na pozytywny odbiór całości, bo to naprawdę dość słaba powieść, słaba, wulgarna i przewidywalna. Może i da się niektórym przy niej odpocząć i rozerwać, ale według mnie nie ma czego w tej książce szukać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz