Znała go. Wiedziała, co zrobił i co zrobi. I gdy to zrozumiała, wyciągnęła ku niemu rękę i podała jabłko.
- Przebaczam ci - powiedziała.
Przede wszystkim przepraszam, że ostatnio rzadko tu zaglądam i piszę, ale maj jest jednym z najbardziej zapracowanych dla mnie miesięcy i choć zupełnie nie oznacza to, że nie czytam, to poświęcenie czasu na czytanie i pisanie już jest znacznie trudniejsze. Niemniej lektury nadal snują mi swoje opowieści do snu, a zanim padnę, zapisuję na karteczce moje spostrzeżenie, żeby potem do nich powrócić pisząc dla Was recenzję.
Nadal oglądamy naszych bohaterów dzielnie kroczących przez tragicznie poranioną ziemię. Pokonując wraz z nimi kolejne mile popromiennej pustyni natykamy się na różne mniej i bardziej osobliwe enklawy żyjących. Niestety we wszystkich z nich znajdujemy tylko co najwyżej wegetację, ponieważ życiem tego nazwać nie można. Co bardziej przerażające po wielu latach od katastrofy ludziom pokryły twarze stwardniałe narośla tworząc iście makabryczny zbiór pseudo-potworów bez nosa, oczy, ust. Okaleczony świat wydaje się nie pozostawiać nic dla ocalonych oprócz śmierci w bólach, krzywego zwierciadła i nienawistnego sąsiada.
A wcielone Zło nadal panoszy się po powierzchni podszeptując to jednemu, to drugiemu mgliste wizje szczęście, którego doznają po zjedzeniu, czy zamordowaniu swoich bliskich.
Odnoszę wrażenie, że druga część Łabędziego Śpiewu jest znacznie bardziej dramatyczna od pierwszej, przynajmniej do pewnego momentu, a życie jest bezładnym rzutem kart, z których starucha uplecie nasz los. Wszyscy są naznaczeni, a każdy ma dwie twarze. Kiedy opadnie maska Hioba ukaże 'oblicze duszy', a wtedy każdy zobaczy z kim ma do czynienia. Nie łudźmy się nie każdy chwalący się mianem człowieka, nadal nim pozostanie. W skowycie przemijającego dnia rodzą się potwory.
Robert McCammon w księdze drugiej bardzo trafnie i dosadnie pokazał rozwój człowieczeństwa, czy jego braku. Będziemy świadkami dość wnikliwej degeneracji natury człowieka przeciwstawionej nadziei na przyszłość. Gdzie w jednym miejscu na ziemi zobaczymy zalążki współpracy i względny spokój wymieszany z codzienną radością w innym nadal wojna domowa sieje kule i zbiera żniwa spalonych trupów.
Będziemy mieć też okazję do filozoficznych i etycznych przemyśleń. Kiedy, jak w cytacie na początku recenzji, padają słowa wybaczenia, czy tyle naprawdę wystarczy, żeby odpędzić zło? A czy Wy potraficie przejąć się bólem istnienia wcielonego zła, czy bylibyście mu w stanie współczuć? Osobiście nie wiem, czy byłabym do tego zdolna, choć chyba należę do dość łagodnych stworzeń tak długo, jak ktoś nie zrobi krzywdy Młodemu, większość jestem w stanie wybaczyć i zapomnieć.
To trudna i wymagająca lektura, choć może się taką nie wydawać. Jest pełna okrutnych scen, ale też i pięknych. Wspaniała książka, choć trochę mnie rozczarowało zakończenie, ale chyba tylko dlatego, że wychowałam się na ciężkich horrorach i trochę mnie rozczarowują lepsze zakończenia ;p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz