niedziela, 26 października 2014

Dan Simmons - Hyperion

10/10

Daleka przyszłość - wiek XXVIII. Ludzkości osiadłej na wielu planetach grozi rychłe niebezpieczeństwo ze strony wrogich Intruzów. Galaktyką rządzi Hegemonia Człowieka, WszechJedność osadzona w Sieci transporterów - teleporterów, które są w stanie przenieść człowieka z jednej planety na inną w mgnieniu oka. Rzeczywistością stały się podróże statkami z napędem Hawkinga, wczasy w odległych gwiazdozbiorach i domy gdzie każde okno pokazuje inne niebo i inne słońce. To wszystko stało się możliwe dzięki udziałowi Sztucznej Inteligencji, która wkrótce po zagładzie Starej Ziemi odłączyła się od Ludzkości tworząc swoją dziedzinę władzy tak zwane TechnoCentrum i praktycznie każdą jednostką informacji jaka stale przepływa przez ich łącza. 
Kolejną planetą, na której Ludzkość chce położyć swoje zachłanne łapy, jest Hyperion. Niestety okazuje się, że ta na pozór nieciekawa planeta przyciąga oczy nie tylko Ludzi, również i TechnoCentrum z jakiegoś powodu się nią interesuje, a i Intruzi zdaj się ze wszech miar nie dopuścić do dołączenia jej do Sieci.



No i wreszcie doczekała, stojąc mężnie na półeczce jako ta wyczekana zakupiona jeszcze na wakacjach, a dojrzewająca aż do teraz. W końcu stanęła przed moimi oczami i ujawniła całą swoją zawartość.

Po pierwsze chciałabym powiedzieć, że Dan Simmons to autor przecudowny. Wspaniale kreuje nie tylko swoje światy, ale doskonale opisuje światy wewnątrz bohaterów swoich powieści. Już po Trupiej Otusze wiedziałam, że jego talent pisarski jest nieskazitelny. Autor ma niezaprzeczalną umiejętność wplątywania słów w romans z czytelnikiem, który czaruje, urzeka i upiększa życie. Uwielbiam jego pracę ze słowem, to po prostu radość sama w sobie.

Konsul rozwinął swój skrawek papieru, tak by nikt inny go nie widział. Wylosował numer 7. Napięcie opuściło go niczym powietrze uciekające z pękniętego balonu. Było całkiem możliwe, że bieg wydarzeń uniemożliwi mu opowiedzenie jego historii bądź wybuch wojny sprawi, że chwilowe problemy nabiorą czysto akademickiego znaczenia., Albo nikt nie będzie chciał słuchać jego opowieści. Albo król umrze. Albo koń zdechnie. Albo nauczy konia mówić.

A teraz do sedna, czyli samej książki. Czytałam różne opinie o Hyperionie od recenzji pełnych zachwytów do niezbyt pochlebnych opinii. W głowie miałam mętlik, ale wiedziałam, że książka nie będzie taka zwyczajna i nie zawiodłam się. Wprawdzie pierwsza część historii Hyperion Cantos nie jest jedną zwartą opowieścią, a raczej opowieściami w opowieści, czyli prawie jak a dream within a dream Edgara, w którym większa fala zmiecie nas jak drobinki piasku na plaży.

Zastanawiając się nad całością, mogę zrozumieć nawet dlaczego Hyperion mógł nie spodobać się wielu ludziom. Niedawno ponownie wyniesiony do rangi wspaniałych książek science-fiction na rynku polskim serwuje czytelnikowi zamiast zwartej mrożącej w żyłach krew książki z pogranicza science-fiction, kilka zlepionych ze sobą historyjek różnych niezwiązanych ze sobą ludzi - uczestników pielgrzymki do Grobowców Czasu. Niemniej trzeba tu powiedzieć, że autor uplótł swoją książkę na sposób w jaki zostały napisane średniowieczne 'Opowieści kanterberyjskie' Geoffreya Chaucera, a ponieważ wszelkie dzieła staro- i  średnioangielskie są dla mnie pięknem samym w sobie, to jak mogłabym nie pokochać Hyperiona. Czyli, jak widzicie, powieść zbudowana jest na zasadzie zbioru pielgrzymów podróżujących, tutaj w zasadzie, ku swojej potencjalnej zgładzie, którzy w czasie drogi opowiadają historie, które związały ich z planetą na tyle mocno, że pozwolono im na tę wędrówkę o wątpliwym celu.

Pielgrzymów jest siedmiu i tyleż historii powinniśmy doświadczyć zanim dotrzemy do Grobowców Czasu. To, co wielu ludziom się nie podobało, czyli właśnie kompletnie odrębne historie nie związane ze sobą niczym poza planetą, Grobowcami Czasu, do których dążą pielgrzymi i tajemniczą Istotą, o której jeszcze nie wspomniała, a która jest odpowiedzią na wszystkie pytania. Jednak zanim cokolwiek więcej napiszę o Chyżwarze, chciałabym powiedzieć coś o opowieściach, ponieważ trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że te historie pielgrzymów są małymi arcydziełami. Mnie najbardziej chyba przypadła do gustu pierwsza opowieść - Opowieść Kapłana: O człowieku, który szukał Boga. Najbardziej trafiła w mój gust, ponieważ została napisana jak majstersztyk powieści grozy gotyckiej, czy nawet weird fiction z pogranicza Lovecrafta. Jestem wprost oczarowana tą opowieścią, a co za tym idzie całym Hyperionem, ponieważ każda z zamieszczonych historii pielgrzymów ma w sobie coś tajemniczego i pobudzającego zmysły. Drugą z kolei jest Opowieść Uczonego: Gorzki jest smak wód rzeki Lete - równie zaplątana i nieprzewidywalna jak pierwsza, i jak ona także pozostawiająca gęsią skórkę na rękach.

A teraz, tylko na chwilkę, przyjrzyjmy się mistycznej Istocie, do spotkania której dążą nasi pielgrzymi. Jak widać po moim, ulubionym chyba dotyczącym go, cytacie, możecie się domyślić, że nie jest on raczej bytem miłym i przyjaznym.  Istota nosi miano Chyżwar, choć, dzięki nieocenionemu Łukaszowi, który mnie naprowadził na właściwe tory w tym względzie (dziękuję), w języku angielskim nosi on miano The Shrike, czyli nic innego  jak:

Dzierzba - mały śliczny ptaszek, który, jak donosi National Geographic jest zimnokrwistym mordercą nabijającym swoje ofiary na pal, a czy tym palem jest kolec akacji, czy lity metal, a ofiarą jaszczurka, czy człowiek, to właściwie co to za różnica, a zapasy na zimę zrobić trzeba i już. Dlaczego tłumacz zmienił miano Istoty nie jest mi wiadome, choć Chyżwar rzeczywiście brzmi bardziej posępnie niż Dzierzba, ale warto byłoby jednak przytoczyć jednak jakiś przypis czytelnikom, bo i obraz książki stałby się jaskrawszy i dziwny artefakt w postaci kolczastego drzewa bliższy.

Co stanie się po spotkaniu z Chyżwarem jeszcze nie wiem, tak jak i nie wiem, czy w ogóle do takiego spotkania dojdzie. Upadek Hyperiona czeka już na półce, ale przy tak niewielkiej ilości wolnego czasu jaki ostatnio miewam pozostawię go sbie na czas większej zadumy i zwolnionych obrotów, może koło świąt, żeby w pełni poczuć magię słów Dana Simmonsa przy gorącym napoju kakao gdzieś koło choinki nie spiesząc się na drugi dzień do pracy :)

Mogę śmiało powiedzieć, że Hyperion ląduje w moich ulubionych lekturach do wielokrotnego powtarzania. Wspaniała książka, rewelacyjna opowieść. Wszystko, co mieści się w sam raz w moim kanonie dobrych książek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...