niedziela, 17 sierpnia 2014

Dan Simmons - Trupia Otucha

7/10

Rok 1942. Chełmno. Saul Laski jest więźniem jednego z setek obozów zagłady rozsianych po Europie. Jego obecnym zadaniem jest praca w Dole, a codziennymi czynnościami - zakopywanie w nim często jeszcze na wpół żywych Żydów, jego rodaków. Saul młody nastoletni chłopak jest świadkiem wielu barbarzyńskich zachowań w codzienności obozowej. Jakich? Większość z nas jest w pełni świadoma, jaki los hitlerowcy przygotowali dla swoich jeńców, ale Saul Laski jest także świadkiem czegoś innego, czegoś iście demonicznego, czego nie potrafi nazwać.
Rok 1980. Charleston na południu Ameryki. Spokojnym miastem wstrząsa seria brutalnych, zgoła niepowiązanych ze sobą okrutnych morderstw. Bobby Joe Gentry, młody szeryf ze sporą nadwagą, nie jest takim zwykłym standardowym amerykańskim szeryfem, oprócz swojego przeciętnego wyglądu dysponuje błyskotliwym umysłem i uporem potrzebnym do odkrycia zawoalowanych półprawd. Wspólnie z Natalie Preston, córką jednego zamordowanych osób w charlestońskiej masakrze oraz wspierającym ich psychiatrą - Saulem Laskim postanawiają odkryć, co kryje się za tragicznymi wydarzeniami sprzed Bożego Narodzenia. Fakty, które odkrywają, stanowią niezaprzeczalny dowód na istnienie zjawisk, o jakich ludziom się nie śniło, pod warunkiem, że najpierw w nie uwierzą.


Przede wszystkim muszę powiedzieć, że książka jest napisana z tak ogromnym rozmachem, że aż niewiarygodne. Obejmuje ogromny okres czasu, a zasięg geograficzny jest w zasadzie globalny, choć główne wydarzenia dzieją się stricte in the USA. Muszę się przyznać, że sięgnęłam po tę pozycję po pierwsze ze względu na to, że Hyperion, na którego ciągle poluję nie był akurat dostępny, a po drugie dość mocno zaintrygowały mnie słowa z tylnej okładki: "Jedna z nielicznych poważnych prób reinterpretacji idei wampiryzmu..." Wprawdzie ogólnie nie przepadam za książkami o wampirach, choć w gruncie rzeczy może dlatego, że odbiegają od Lestata de Lioncourt, a stały się tym, czym się stały, czyli głównie podrasowanymi chłoptasiami dla zakochanych nieruchawych nastolatek, ale dobra książka to przede wszystkim dobra książka niezależnie od treści.

Trupia Otucha jest książką o wampirach, ale o wampirach innego typu, wampirach umysłowych. Jest to garstka, żeby nie powiedzieć ludzi, hmm osobników, które Żerują na nas, zwykłych wyjadaczach chleba. Oczywiście wydaje się, i właściwie przez większość powieści tak jest, że są oni na szczycie łańcucha pokarmowego w naszym społeczeństwie, bo stają się ludźmi władzy najwyższej, miliarderami, czy, co zakrawa na piękną ironię, choć nie tak znowu niewiarygodną, piewcami Dobrej Nowiny. Z drugiej strony, my też takiego jednego wątpliwego piewcę mamy ;)
Dotarcie do samego szczytu i chęć pogrzebania ich raz na zawsze, stawia przed trójką zwykłych ludzi naprawdę trudne zadania, wymaga od nich pełnego poświęcenia i nie pozostawia żadnej nagrody, a wręcz przeciwnie zbiera pełne żniwa śmierci.
Rozmach spiskowy książki jest olbrzymi, co czyni z nią, oprócz intrygującego elementu fantasy, bardzo ciekawą książkę kryminalną z wszelkimi potrzebnymi wątkami: policja, FBI, CIA, Mossad, prezydenci i ex-prezydenci, znajdziemy tu wszystko, co potrzeba.

Dan Simmons opowiada historię niewiarygodnie pogmatwaną i rozbudowaną do granic możliwości. Nie ukrywam, że, niestety, bywały wątki, które się przeciągały. Gdyby tak bardziej zintensyfikować te wszystkie pościgi i ucieczki, skondensować je do jakiejś 1/3 ich objętości, to książka wypadłaby znacznie lepiej. A tak ze swoimi prawie 1000 stronami bywa miejscami 'przegadana'.

Z drugiej strony mistrzostwo pióra Dana Simmonsa jest po prostu tak niezaprzeczalne, że pomimo kilku dłużyzn nadal odnosimy wrażenie, przynajmniej ja takie odnoszę, że ma się do czynienia z czymś naprawdę nietuzinkowym. Wszelkie porównania, zwykłe użycie przymiotników, czy dłuższych opisów, pokazują na każdym kroku kunszt sztuki pisarskiej autora, który cieszy oko i sprawia zwykłą ludzką przyjemność w odbiorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...